-Zakop ją gdzieś w ogródku.
-Wiesz, że nie ma zbrodni bez kary, prawda?
-Oh, mój drogi to zupełnie nie tak: nie ma zbrodni bez ciała.
***
Liam otarł pot z czoła. Pracował ciężko od kilku godzin, kopiąc jak największy dół, wyjątkowo duży by pomieścić człowieka. Jego towarzyszem był księżyc świecący za drzewami. W oddali było słychać pohukiwanie sowy.
-Nie powinieneś być tu sam – powiedział Louis.
Zjawił się nagle za Paynem, przyprawiającym tym samym chłopaka o zawał.
-Uprzedzaj następnym razem – syknął.
-Mógłbyś być trochę milszy dla kogoś, kto chroni Cię przed kłopotami.
Szatyn zaśmiał się chłodno.
-Nie jestem pewien kto kogo chroni.
- Touché?
-Nie jestem głupi Louis.
-Nie przypominał sobie bym kiedykolwiek twierdził inaczej.
-Wiesz dlaczego ja stoję w tym rowie umazany ziemią? Bo gdybyś ty wrócił taki ubrudzony do Zayna, on zacząłby coś podejrzewać, a wtedy raczej marne szanse, że da Ci to co tak bardzo pożądasz.
Tomlinson skwitował to wszystko krótkim, wrednym chichotem.
-Jesteś żałosny.
-Czyżby?
-Kocham Go i jeżeli myślisz, że wykorzystuje go tylko do swoich celów to przy okazji mógłbyś się walnąć tą łopatą w łeb!
Po czym bez słowa szarpnął wiotkie zwłoki szatynki.
-A teraz wyjdź stamtąd.
Liam bez słowa zabrał narzędzia i stanął przy dziurze.
-Dobrze się zastanów. Jeszcze możesz zmienić zdanie.
Louis przemilczał to i wrzucił ciało dziewczyny.
-Żegnaj Eleanor.
***
Harry i Zayn siedzieli na strychu, który swoją drogą znaleźli kilka godzin wcześniej całkiem przypadkowo. Mulat wziął głęboki oddech.
-Wiem, że Ci się podobam – zaczął ostrożnie dobierając słowa – ale ja kocham Louisa. Rozumiesz to prawda?
Szatyn uśmiechnął się, lecz w najbardziej złowrogi sposób jaki brunet kiedykolwiek widział. Przeszły go dreszcze po plecach. Szatyn zbliżył się do mulata na bardzo niebezpieczną odległość. Jego ciepły oddech owiał szyję Zayna.
-Rób co chcesz, ale pamiętaj, lepiej dla Ciebie żebyś dokonywał dobrych wyborów, albo Louis całkiem przypadkowo dowie się o ostatnim incydencie.
Malik przełknął głośno ślinę. Czuł się jak w potrzasku. Nie ważnego kogo by wybrał i tak przegra. Był w pułapce bez wyjścia.
-Czego ode mnie chcesz?
-Jutro o drugiej rano przyjdziesz do tego miejsca i będę mógł zrobić z Tobą co tylko zechcę.
Mulat prawie rozpłakał się kiedy usłyszał ostatnie słowa. Wiedział do czego to prowadzi. Nie chciał tego, ale nie miał wyboru. Niepewnie przytaknął głową. W duchu już zaczął dodawać sobie otuchy szykując się na najgorsze.
-I pamiętaj, nie daj się przyłapać.
***
Niall obudził się najwcześniej. Postanowił zejść na dół i przygotować wszystkim śniadanie. W głowie dalej miał słowa dziewczyn, które im powtarzały, że nie mogą się rozdzielać. Wyjął składniki potrzebne do zrobienia naleśników. Po pewnym czasie pyszne, rumiane placki były podrzucane, a następnie kładzione na talerzu. Blondyn w myślach obliczył ile trzeba ich zrobić, choć postanowił zrobić jeszcze kilka nadprogramowo. Wyjął z lodówki dżem truskawkowy i posmarował nim wszystkie naleśniki. Po czym rozdzielając każdemu po równo, odłożył na bok resztę talerzy i wziął swój. Usiadł przy kuchennym blacie. Zajadając się własnoręcznie zrobionym śniadaniem, od niechcenia odwrócił się w stronę okna. Co do cholery?! Blondyna sparaliżował strach. Przed oknem stała dziewczynka, ubrana w jedną ze staromodnych sukienek. W jednej dłoni trzymała lalkę. Chłopak był pewien, że to jedna z tych przywieszonych do drzew. Przełknął głośno ślinę kiedy zobaczył co dziecko trzymało w drugiej rączce. Trzymała za włosy martwe truchło Eleanor. Zwłoki dziewczyny były zabrudzone, jakby ktoś ciągnął ją po ziemi. Dziewczynka tylko zaśmiała się lekko i przyłożyła palec do ust. Shhh… Horan nagle poczuł, że odzyskuje czucie w nogach. Czym prędzej podbiegł do drzwi i zamknął je na klucz. Wiedział jednak, że to za mało. Przesunął komodę, by je zaryglować. Hałas obudził także resztę. Pozostała czwórka miała za sobą długą nieprzespaną noc. Blondyn nie słyszał szlochu Zayna, który ubolewał nad swoim losem. Nie słyszał westchnięć i wiercenia się Louis, którego poczucie winy zjadało od środka. Nie słyszał nerwowego chodzenia w tę i z powrotem Liama, który zastanawiał się czy dobrze postąpił pomagając szatynowi. Oraz nie słyszał krzyków Harry’ego, który nie poznawał sam siebie. Kiedy wszyscy zebrali się w salonie Tomlinson złapał za ramiona roztrzęsionego blondyna.
-Co się dzieje Niall?
Horan zaczął się jąkać, nie panował nad swoim językiem. Po chwili jednak udało mu się wydukać w wielkim skrócie co się stało i co zobaczył. Liam, jako że znał plan domu doskonale, natychmiast poinformował całą resztę o każdym możliwym przejściu. Musieli być przygotowani na najgorsze. Kiedy wszystkie drzwi i okna były zasłonięte i zamknięte na klucz, chłopcy zebrali się na kanapie w salonie.
-I co teraz? – zapytał Zayn.
-Będziemy czekać – mruknął Liam.
Cisza, która zapadła w pokoju, świszczała wszystkim w uszach. Styles raz po raz głośno wzdychał, upewniając się czy nie stracił słuchu. Louis oblizał usta.
-Może to było tylko jakieś ostrzeżenie?
Zaraz po tym pytaniu coś wręcz szarpnęło domem. Przyjaciele trzymali się siebie kurczowo. Chcieli krzyczeć, ale nie potrafili wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Kiedy budynek przestał wierzgać, z góry dało się słyszeć igłę, która dotknęła płyty winylowej. Po chwili rozległa się spokojna, dziecięca melodyjka, a głosikiem małej dziewczynki recytowana była, znana wszystkim, przedszkolna rymowanka.
Eeny, meeny, miny, moe,
Catch a tiger by the toe.
If he hollers, let him go,
Tutaj dziecko zaryczało, a nagranie się skończyło. Przyjaciele dyszeli ciężko. Nie wiedzieli czego jeszcze mogą się spodziewać. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Wszyscy podskoczyli ze strachu. Popatrzyli po sobie. Nie wiedzieli co zrobić w takiej sytuacji. Pukanie rozległo się ponownie. Liam wziął głęboki oddech i skierował się w stronę drzwi.
-On chyba nie zamierza…? – spytał się Niall niedowierzając.
Szatyn odsunął komodę i wziął jeszcze kilka głębokich wdechów. Przekręcił klucz w zamku, którego odgłos wydawał się być głośniejszy niż zazwyczaj. Sięgnął do gałki. Powolnym ruchem przekręcił ją i lekko otworzył drzwi, które zaskrzypiały jakby chcąc dodać mu otuchy. Kiedy usłyszał zdławione krzyki reszty grupy postanowił podnieść wzrok i… Sam nie dowierzał własnym oczom. Przed nim stała Jesy uśmiechnięta od ucha do ucha, promieniejąca jak nigdy przedtem. Przywitała się z grupką i każdego wyściskała.
-Nie macie pojęcia jak bardzo cieszę się, że was widzę! – wykrzyknęła.
Po chwili jednak mina jej zrzedła. Rozejrzała się.
-Nie ubyło wam kogoś?
-Masz na myśli Eleanor?
Dziewczyna pisnęła i zasłoniła usta dłonią. Złapała się za serce i ciężko usiadła na pobliskim fotelu.
-Proszę powiedzcie mi, że nie ona była ofiarą – jęknęła.
Liam zwilżył wargi językiem i opowiedział towarzyszce sytuacje z Calder.
-Tak bardzo mi przykro.
-Jesy nie – do rozmowy szorstko wtrącił się Louis – jej śmierć to najlepsze co do tej pory nas spotkało.
-Jak możesz tak mówić! – krzyknął Zayn.
Zlustrował partnera od góry do dołu z pogardą wypisaną na twarzy, po czym pobiegł na górę do swojego pokoju. Szatyn automatycznie pobiegł za nim, jednak cwany brunet zamknął się na klucz. Tomlinson westchnął i przeczesał dłonią swoje kasztanowe włosy. Zrezygnowany wrócił do salonu. Kiedy usłyszał cichy chichot Liama, nie wytrzymał i złapał chłopaka za kołnierzyk do góry. Uderzył jego plecami o ścianę, z której spadło kilka fotografii. Niall próbował odciągnąć Tomlinson, jednak chłopak odepchnął go na tyle, że blondyn zachwiał się i ledwo złapała go dziewczyna. Szatyn uderzył chłopakiem ponownie po czym nagle go puścił, przez co tamten upadł na ziemię. W pokoju zapadła niezręczna cisza. Jesy pisnęła i sięgnęła po jedną obramowaną fotografię.
-O nie – szepnęła – Oszukała nas znowu.
Chłopcy spojrzeli jej przez ramię. Zdjęcie prawdopodobnie przedstawiało Perrie. Jedyne pęknięcie na szkle było w miejscu twarzy, której nie było. To właśnie niepokoiło w zdjęciu.
-Ale obiecała – głos dziewczyny zaczął się łamać.
Nikt nie rozumiał. Niall delikatnie przytulił szatynkę, dając jej do zrozumienia, że jest z nią.
-Kto obiecał? Jesy o czym ty mówisz? – Louis brzmiał na zainteresowanego.
-Perrie, ona obiecała, że wybierze tę samą drogę co my. Okłamała nas. Znowu.
Dziewczyna zalała się łzami. Ukryła twarz w dłoniach. Chłopcy stali dookoła niej w ciszy. Każdy bał się tego jednego pytania: „Co teraz?”
***
Jeszcze tego samego dnia spakowali plecaki i wyruszyli w głąb lasu gdzie, według Jesy, znajdowała się Leigh-Anne. Musieli znaleźć ją przed zachodem słońca. Louis próbował rozmawiać z Zaynem, lecz on skutecznie go ignorował. Brunet miał dwa powody do takiego zachowania: pierwszy, czyli umowa z Harry’m. Czuł, że jeżeli zbliży się do szatyna chociaż na milimetr to nie wytrzyma i albo się rozpłacze, albo powie mu całą prawdę, a nie chciał go ranić tym co zaszło. Sam nie wiedział czemu tak postąpił. Mógł odepchnąć go od siebie jak tylko go tknął, ale stwierdził, że Styles jak usłyszy nie swoje imię sam postanowi odpuścić. Westchnął. Drugim powodem był Louis, który wręcz skakał z radości na wieść o zgonie dziewczyny. Może nie była rzeczywiście święta, ale nie przesadzajmy. Każdy z nas popełnia błędy. Może gdyby pożyła jeszcze trochę dłużej, naprawiłaby wszystkie swoje potknięcia. Malik zagryzł wargę. Możliwe, że gdyby się nie pojawił oni mogliby żyć długo i szczęśliwie. A co jeśli Eleanor naprawdę by się w nim zakochała? Mulat z bólem w sercu wyobrażał sobie tę parę stojącą na ślubnym kobiercu, ich dom, ich dzieci. Mieliby takich ślicznych potomków. Chłopak przygryzł wargę. On Louisowi dzieci dać nie może. Z jego głębokich przemyśleń, wyrwał go czyjś gorący oddech uderzający go w kark.
-O czym myślisz Zayne? – spytał Harry najbardziej obleśnym tonem, który być może miał być uwodzicielski.
Szatyn użył zdrobnienia, którego zazwyczaj Tomlinson.
-Pamiętasz o naszej umowie?
-Pamiętam.
-Wspaniale.
Po czym przyspieszył kroku, wyprzedzając mulata, który pozostał w tyle. I tak szóstka osób przeszukiwała las w poszukiwaniu Leigh-Anne. Po kilku długich, męczących, a co najgorsze bezowocnych poszukiwań, skonany Harry przysiadł na pniu ściętego drzewa w celu napicia się wody. Sięgnął po butelkę do plecaka. Kiedy chciał odkręcić kurek, ręce zaczęły mu się trząść. Chłopak zacisnął powieki. To już kolejny raz w przeciągu tych kilku dni. Po rytuale zaczął dostawać takich dziwnych ataków. Nie kontrolował siebie. Trząsł się, wierzgał, krzyczał, rzucał przedmiotami. Szybko upił łyk zimnej mineralnej wody. Bał się, że kiedyś nie zdąży uspokoić się na czas i zrobi komuś krzywdę. Ostatnio denerwowało go dosłownie wszystko. Jak gdyby był on marionetką na czyiś sznurkach. To ktoś nim sterował. Szatyn westchnął. Postanowił ukoić zszarpane nerwy poezją. Wyciągnął zeszyt, w którym kiedyś pisał wiersze. Przekartkował go, szukając inspiracji. Od kiedy znalazł swój notesik, obiecał sobie, że zawsze będzie go mieć gdzieś blisko. Szybko wyszukał jeszcze z plecaka ołówek. Chwilę się zastanowił, a zaraz po tym jego dłoń sama poruszała się z wdziękiem po kartce.
Na gałęzi siedzi kruk
Pyta o czas
Tik-tak tik-tak
Skończył nam się las
I już nie ma "nas"
Szukając rymów do kolejnego wersu, sięgnął dłonią w dół, by podrapać się po łydce. Kiedy jego palce weszły w kontakt z czymś zimnym i dziwnie miękkim, spuścił wzrok. Zasłonił usta ręką by nie krzyknąć. Z ziemi wystawała zielonkawa, brudna ludzka dłoń.
_________________________________________________________________
Hej :)
Ten żałosny wierszyk o kruku jest mój xD (kiedy na polskim omawiacie fraszki, a ty poczujesz się niczym Kochanowski XD).
Wydaje mi się, że przydałaby się nam zmiana playlisty ;)
Tak więc, czy jest jakaś piosenka, która kategorycznie, pod żadnym pozorem mam nie usuwać?
Dajcie mi znać w komentarzu ;)
A co do konkursu....
WYGRAŁA GO KAROLINA M. :)
Dokładniej jest to kwestia królika kiedy dotarli do skały do góry nogami :)
Tak więc Karolina dostanie dedykację w następnym rozdziale :*
A co do konkursu....
WYGRAŁA GO KAROLINA M. :)
„Skoro udało Ci się dojść, aż tu zaraz potwory się zbudzą ze snu.”.
Ten cytat jest z Dziwnej Przygody Kubusia Puchatka moi mili :DDokładniej jest to kwestia królika kiedy dotarli do skały do góry nogami :)
Tak więc Karolina dostanie dedykację w następnym rozdziale :*
Do zobaczenia <3
''-Zakop ją gdzieś w ogródku.
OdpowiedzUsuń-Wiesz, że nie ma zbrodni bez kary, prawda?
-Oh, mój drogi to zupełnie nie tak: nie ma zbrodni bez ciała.'' To jest cudowne <3 super się zaczął rozdział.1
Podoba mi się, że i ten rozdział i prolog były takie długie, oby tak dalej *-*
Ta kłótnia Liama i Lou jest dla mnie niepotrzebna ale w tym przypadku bronię Payne'a. Też średnio wierzę w jego miłość do Zayna
Harry kurde jest u mnie skreślony.. Biedny Malik :(
Ten fragment z Niallem jest zajebisty i straszny :o
Jak zwykle Liam jest najodważniejszy, dzisiaj zbiera dużo plusów ode mnie.
A Harry i Lou maja dużo minusów XD
I dobrze tak Harry'emu kurde, niech się boi dzieciak XD
A ten wierszyk jest fajny *-*
Kruk <33333
Do następnego <3
"-Zakop ją gdzieś w ogródku.
OdpowiedzUsuń-Wiesz, że nie ma zbrodni bez kary, prawda?
-Oh, mój drogi to zupełnie nie tak: nie ma zbrodni bez ciała."
Po prostu NIE MOGĘ
SKĄD TY BIERZESZ TAKIE GENIALNE TEKSTY? <3 <3 <3
ZAKOCHAŁAM SIĘ <3 <3
Liam kopiący grób... Jaram się tym fragmentem, chociaż to pewnie dziwne hahah XD
Ej ten wierszyk wcale nie jest żałosny, tylko jest super moim zdaniem <333
Jak dla mnie zostaw "Room Of Angel" <333 Bez tego się nie obejdzie <3333
Do następnego rozdziału, czekam <33
-K.