poniedziałek, 2 maja 2016

Rozdział 3

 ROZDZIAŁ ZAWIERA SCENĘ +18. AUTORKA NIE BIERZE ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA TO JAK POCZUJESZ SIĘ PO PRZECZYTANIU TEGO!


Pierwszą rzeczą jaką dało się wyczuć wchodząc do kuchni było wszechobecne zmęczenie. Każdy przecierał oczy, ziewał, bezsensownie bawiąc się swoim jedzeniem. Schemat zabawy był prosty. Kanapkę z lewej bierzesz na prawą stronę talerza, a prawą kanapkę na lewą. Później poprawiasz kawałki sera i szynki, które nie są idealnie na swoim miejscu. Podnosisz kubek, udając, że pijesz, choć w rzeczywistości tylko zwilżasz usta. Po czym powtarzasz czynności, zaczynając od kawałków chleba. Można by delikatnie powiedzieć, że atmosfera była przytłaczająca. Pewno wszyscy by pozasypiali gdyby nie hałasy z góry. Miotanie się, skakanie, rzucanie czymś w ścianę. To wszystko było bardzo dobrze słyszalne, wręcz za bardzo. Niektórzy przysłaniali uszy, inni rozmasowywali skronie. Pierwszą rzeczą jaką wypowiedział Louis wchodząc do kuchni na śniadanie było:
-Co to za dzikie zwierzę tak hałasuje?
Grupka przyjaciół spojrzała po sobie, po czym wzrok każdego po kolei lądował na wiejącym pustką, niezajętym przez nikogo, krześle. Już nie trzeba było więcej słów. Do uszu wszystkich dobiegł rozrywający serce lament Jesy, którą po chwili zaczął pocieszać Zayn. Smutek i strach zmieszały się ze sobą tworząc dziwne uczucie, którego nie sposób się było pozbyć. 
- To było jedyne wyjście – szlochała szatynka w ramię mulata.
Poranki nigdy nie należały do najprzyjemniejszych rzeczy, ale ten był wyjątkowo paskudny. Nikt nie wiedział ile minęło czasu nim hałasy ucichły. Pięć minut? Piętnaście minut? Jednak to nie zmieniło ulgi, którą odczuli, kiedy zapadła cisza. 
- Zamknięcie Harry’ego w pokoju to była nasza ostatnia deska ratunku – szepnął ktoś. 
Gdy nareszcie mogli zjeść w spokoju, rozległ się dzwonek do drzwi. Dało się usłyszeć rozżalone i zirytowane westchnięcia, lecz koniec końców Liam odsunął krzesło, z przeraźliwym piskiem, od stołu. Powłócząc nogami, przeszedł do przedpokoju i przekręcił gałkę. Czuł jak czyjeś drobne ramiona owijają się wokół jego szyi, a do ust weszła mu masa czekoladowych długich włosów. 
- Jade! – wykrzyknęła reszta grupy, rzucając się ku dziewczynie. 
Uściskom, śmiechom i łzom nie było końca. Jesy cały czas powtarzała jak dobrze, że znów ma ją przy sobie. Brązowe oczy Thirlwall zlustrowały pomieszczenie. 
- Perrie jeszcze nie dotarła?

***

Harry biegał od jednego kąta pokoju do drugiego. Był już wycieńczony, ale nie potrafił się zatrzymać. Zupełnie jakby był zwykłą marionetką, poruszaną za pomocą sznureczków przez jakiegoś artystę. Raz po raz łapał przedmioty z szafek, którymi cisnął w akcie złości o ścianę. Tak więc, po pewnym czasie na podłodze pełno było plastikowych, szklanych odłamków. Nie wiedział jak i kiedy, ale nagle ocknął się na materacu. Dookoła było ciemno. „To dziwne.” – pomyślał. – „Chyba nie przespałbym całego dnia?”. Podszedł niepewnie do toaletki w rogu pokoju. Mógłby przysiąc, że wcześniej jej tu nie było. Chciał krzyczeć kiedy zobaczył swoje odbicie, ale żaden dźwięk nie wydobywał się z jego gardła. Przed sobą w lusterku miał Perrie. Jej włosy były oblepione błotem, ona sama była trupio-blada i wyglądała na nieprzytomną, bądź martwą. Szybkim ruchem rzucił toaletką, która z hukiem upadła, a lustro potłukło się na miliony małych kawałków. Jednak to nie pomogło. Nawet w tych odłamkach dało się widzieć dziewczynę. Złość szatyna sięgnęła zenitu. Szarpał się za włosy. Czuł się jak bomba, której została minuta do wybuchu, ale nie miał już co zniszczyć. Zaczął wbiegać w ścianę w nadziei, że ją w końcu rozwali, a kiedy zaczął odpadać tynk czuł, że jest na dobrej drodze. Nagle ktoś złapał go za ramiona i odciągnął do tyłu. To dziwne, bo nie słyszał ani otwierania drzwi, ani kroków w jego stronę. Próbował się wyrywać. Krzyczał, piszczał, kopał, bił. Lecz to wszystko na nic. 
- Harry spójrz na mnie!
Dopiero wtedy przekręcił głowę i zaniemówił. Przestał szarpać. Pozwolił jego nogom i rękom opaść. Szatynka cała zapłakana dalej trzymała go mocno. Łzy leciały ciurkiem po jej rumianych policzkach. 
- Tak bardzo Cię przepraszam – powtarzała. 
To był moment, sekudna. Kiedy ich usta złączyły się na chwilę, nie wiadomo z czyjej inicjatywy. Nie był to namiętny pocałunek, dużo mu brakowało do takiego. Delikatnie muskali swoje wargi, jakby bali się, że partner zaraz się rozpadnie. Kiedy się od siebie odsunęli, Jesy głośno przełknęła ślinę. 
- Zawsze Cię kochałam wiesz? Mimo wszystkiego co mi zrobiłaś. Mimo tych kłamstw i oszustw, tylu bolesnych słów. Cały czas żyłam nadzieją, że kiedyś będziemy mogły być razem, tak oficjalnie. Będę mogła budzić się i zasypiać przy twoim boku. Oglądać z Tobą wschód i zachód słońca. Po tylu latach, kiedy przyszli tu Ci chłopcy, dalej żyłam tą nadzieją, ale oni ją we mnie rozbudzili. Wiesz dlaczego wybrałam sobie Louisa za Tetrel? Chciałam mu pokazać jak to jest być zranionym w miłości, do czego taka osoba jest zdolna. Nie mogłam patrzeć jak bawi się Zaynem w kotka i myszkę. Nie mogłam na to patrzeć, bo widziałam siebie i Ciebie. Nasze relacje zaczęły się polepszać, przeprosiłaś mnie. Podczas rytuału obiecałaś, że wybierzesz tą samą drogę co ja, ale teraz wiem, że było to tylko twoje kolejne kłamstwo. Ale teraz już Ci tego nie popuszczę. Sprowadzę Cię tutaj z powrotem czy Ci się to podoba czy nie, Perrie Louise Edwards

***

- Chcesz mi powiedzieć, że opętała Harry’ego?
Leigh-Anne nie mogła uwierzyć własnym uszom. Nigdy by nie pomyślała, że blondynka posunęła, by się do czegoś takiego. Ona, Jesy i Jade siedziały razem na kanapie w salonie w środku nocy. Niestety kiedy przechodzisz z demona do postaci człowieczej, masz problemy ze spaniem, z jedzeniem. Albo w ogóle nie śpisz, albo jesteś śpiący cały czas. Dziewczyny zapaliły sobie ogień w kominku dla przyjemności. Od razu w pokoju zrobiło się bardziej ciepło. Omawiały sprawę z Perrie, zastanawiały się co dalej. 
- Nie możemy tego tak zostawić – mruknęła Thirlwall. 
- Mnie to mówisz? Ale co takiego możemy zrobić?
Nastała cisza przerywana jedynie przez tykający zegar i charakterystyczne odgłosy kominka. Nagle, jak grom z jasnego nieba, spadła jedna z książek z regału po lewej stronie pokoju. Zaciekawione podeszły bliżej. Dziwnym trafem strona, która się otworzyła przedstawiała dokładną instrukcję rytuału, który sprawdził by się na blondynce. Potrzebowały do tego: krwi ofiary, prochów, ognia oraz szmaragdu. Spojrzały po sobie. 
- Jesteście pewne, że to dobry pomysł?
- Nic lepszego nie mamy. 
Jade szybko zagarnęła księgę do rąk własnych i palcem wskazującym przeleciała całą stronę, pomrukując przy tym niczym znawczyni. 
- Zrobimy to – zadecydowała – ale w tajemnicy. To nasz problem i my go rozwiążemy.

***

Louis obejmował mocno Zayna, jak gdyby w obawie, że ten zaraz zniknie. Obściskiwali się na łóżku w swoim pokoju, wymieniając się pocałunkami. Wiadome było do czego to prowadzi. Szatyn odsunął się na małą odległość. Przetarł dłonią włosy i oblizał usta. Jego wzrok był rozbiegany. 
- Stało się coś?
- Nie, ale właściwie to tak, ale nie chodzi o takie coś – gubił się w swoich własnych słowach. 
- Louis co się dzieje?
- Bo pomyślałem, że moglibyśmy to zrobić inaczej niż zwykle. Tak jakby delikatniej? – Po czym prychnął sfrustrowany. -  A pieprzyć to! Zaynie Javaddzie Maliku nie chcę uprawiać seksu z Tobą – tutaj zrobił krótką przerwę i przybliżył się do partnera – Chcę się z Tobą kochać – szepnął.
Mulat miał usta szeroko otwarte. Nie spodziewał się czegoś takiego, jednak nie miał zbyt wiele czasu do namysłu, bo chłopak zaczął ucałowywać jego szyję. Wszystko wydawało się takie surrealistyczne. Składał delikatne pocałunki na skórze, lekkie niczym dotknięcie skrzydeł motyla. Brunet przymknął oczy, rozkoszując się tą chwilą. Louis zostawił szyję, pozostawiając tam kilka malinek i wpił się w usta Malika. W tym czasie jego sprytne palce, zaczęły majstrować przy zamku od spodni. Rozebranie się nie zajęło im dużo czasu. Kiedy Tomlinson ponownie chciał złączyć ich usta, przypomniało mu się coś. Zeskoczył z łóżka i podbiegł do swojej torby. Wyciągnął stamtąd lubrykant i kilka świeczek. Porozstawiał je na komodzie, szafkach nocnych i na podłodze. Podpalił je, a w pokoju dało się wyczuć słodki zapach truskawki. Żel intymny wziął ze sobą i ułożył go  w nogach łóżka. Jeszcze zgasił wszystkie lampy, tak że ogień ze świeczek był jedynym źródłem światła. Już ponownie chciał pocałować Zayna, lecz chłopak mu przerwał:
- Dlaczego tak? – spytał. 
- Co masz na myśli?
- Dlaczego przy zapalonym świetle? Zawsze było kompletnie ciemno. 
- Bo chcę móc Cię podziwiać. 
Po czym bez zbędnych słów obsypywać ciało bruneta pocałunkami. Znał go wystarczająco długo, by znać wszystkie specjalne miejsca. Kreślił językiem kółka wokół sutków, jeden delikatnie przygryzając. Mulat wiercił się pod tą rozbrajającą przyjemnością. Usta szatyna zaczęły wędrować w dół. Składając całusy po wewnętrznej stronie ud, złapał w dłoń jego męskość. Ścisnął ją delikatnie, po czym zaczął ruszać ręką w górę i w dół w jednostajnym tempie. Louis słysząc jęki aprobaty z rozchylonych warg chłopaka, swoją rękę zastąpił ustami. Dłońmi złapał biodra chłopaka i przyszpilił go do materaca, by samemu kontrolować tempo i złożył delikatny pocałunek  na główce penisa. Objął go wargami i powoli zaczął schodzić w dół, pieszcząc go językiem. Nie trwało to długo. Szatyn nie chciał, by brunet za szybko dochodził. Schylił się i sięgnął po lubrykant, którego sporą ilość zaaplikował na swoje palce. Jedną rękę umiejscowił koło głowy mulata, podpierając się na niej, a drugą sięgnął do pośladków chłopaka. Przez chwilę drażnił jego dziurkę, po czym bez zbędnych ceregieli wpakował tam swój cały palec. Poruszał nim w jednostajnym tempie, w tym samym czasie namiętnie całując swojego partnera. Po chwili z jednego zrobiły się dwa, a z dwóch trzy.  Louis wyjął z niego palce i wytarł je w pościel, po czym ponownie złapał za lubrykant i rozprowadził go po swoim członku. Dłonie umiejscowił po obu bokach głowy swojego partnera. Cmoknął go przelotnie w usta i wszedł w niego. Brunet jęknął przeciągle i wygiął plecy w łuk. Szatyn dał mulatowi chwilę na przyzwyczajenie się do jego długości. Kiedy Zayn dał znak, że już jest okej, chłopak powoli i rytmicznie wprawił swoje biodra w ruch. Trochę później zwiększył tempo. W pokoju dało się słyszeć ich przyspieszone oddechy, jęki, uderzenie ciała o ciało. W powietrzu unosił się zapach potu, seksu i truskawek, co choć może brzmi obrzydliwie, w tamtym momencie pachniało niczym raj. Kiedy Zayn poczuł, że za niedługo będzie szczytował, objął nogami i rękoma swojego partnera, przez co ten wchodził w niego coraz głębiej, z impetem uderzając w jego prostatę co równało się z przyjemnym dreszczem, który przejmował ciało mulata. Brunet chciał coś powiedzieć, lecz ze względu na wszechogarniającą go przyjemność nie był w stanie sklecić żadnego, najprostszego nawet, zdania. Jęczał głośno, nie przejmując się tym kto go usłyszy. Widział gwiazdy, miał wrażenie, że znajduje się zaraz pod niebem. Ruchy Louisa robiły się coraz bardziej niedbałe, kiedy i on poczuł zbliżający się koniec. Chwilę potem obydwoje szczytowali ze swoimi imionami na ustach. Brunet doszedł na swój brzuch, a szatyn wewnątrz niego. Tomlinson pochylił się nad mulatem, składając na jego wargach słodkiego buziaka. 
- Kocham Cię – szepnął.
- Ja Ciebie też.

***

To był czysty przypadek. Niall mógłby przysiąc to na własne życie, gdyby było trzeba. On tylko kręcił się po domu, to oczywiste, brakowało mu zajęcia. Nie wiedział, że ktoś zakleił tapetą drzwi. Nie wiedział także, że jest to wejście do wielkiej biblioteki. Kręcił się między lasem regałów, wzbijających się do nieba. Farbowany blondyn kroczył pięknie zdobiony perskim dywanem przez tę majestatyczne pomieszczenie. Jeszcze nie wiedział czy chce podzielić się swoim odkryciem czy nie. Planował zostawić to sobie w sekrecie, chociaż na chwilkę. Mogłoby to być jego prywatne miejsce do ukrycia się przed resztą świata. Lubił chłopców, lubił dziewczyny, ale raz na jakiś czas potrzebował osunąć się w cień, z dala od jakichkolwiek towarzyszy. Przystanął obok jednego z mebli i zerknął na tytuły. Tutaj było dosłownie wszystko. Poezja, literatura naukowa, faktu, powieści, dramaty gotowe by wystawić je w teatrze. „Ile te książki mogą mieć lat?” – zastanowił się. Spacerował wzdłuż alejek zawalonych dziełami literackimi. Wdychał zapach kurzu i lektur. Nagle kątem oka dostrzegł zdecydowanie mniejszą półeczkę na książki. Sięgała mu mniej więcej do uda. Szybkim krokiem poszedł do drugiego kąta pokoju. Obok szafeczki stało starodawne biurko, krzesło, które na oparciu miało przewieszony granatowy płaszcz ze złotymi guzikami. Na blacie leżało pióro na kartce, która była w połowie zapisana, obok otwarta buteleczka atramentu. To wszystko wyglądało tak jakby osoba, która coś tu pisała wyszła gdzieś na chwilkę i zaraz miała wrócić. Blondyn przełknął głośno ślinę. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł mu po plecach. Zastanawiał się czy jakby zaczął teraz krzyczeć, ktoś by go usłyszał. Miał wrażenie, że czuje czyjś oddech na karku. Bał się odwrócić. Zacisnął oczy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że cała ta biblioteka była podejrzana. To co na początku wydawało mu się jednym wielkim oknem w rzeczywistości było lustrem. Miał wrażenie, że widzi kogoś za sobą. Od kiedy wszedł do tego pomieszczenia paliło się światło, ale skoro ten pokój był ukryty przez tyle lat to raczej nikt nie zapomniał go zgasić. Chłopak był bliski łez. Złapał pióro z biurka, jako swoją jedyną broń i przytulił je mocno do siebie. 
- Kimkolwiek jesteś, nie boję się Ciebie! – wykrzyknął walecznie i odwrócił się. 
Zasłonił usta ręką by nie krzyknąć, po czym pobiegł po resztę grupy.

***

Louis stał w miejscu, w którym jeszcze niedawno znajdował się Horan. Po prawej stronie miał Zayna, którego mocno obejmował w pasie, a po lewej stronie był Liam z dłońmi w kieszeniach. Szatyn mruknął i odwrócił wzrok ku dziewczynom, które ściągały trupa Eleanor ze świecznika umiejscowionego nad zamurowanym łukiem. Cmoknął mulata w czółko, kiedy ten zaskomlał coś i ułożył swoją głowę na ramieniu partnera. Po czym obrócił się w stronę drugiego kolegi. 
- Tak więc, mój Watsonie co wiemy?
Payne zaśmiał się krótko i wyjął ręce z kieszeni. 
- Niall znalazł tą bibliotekę i wisiało tu truchło Eleanor. 
- Jak tam blondyn?
- Siedzi w pokoju i odmawia jakiegokolwiek wyjścia.
Tutaj dialog się urwał. Do uszu zgromadzonych dobiegł dźwięk przecinanej liny, po czym ciało dziewczyny upadło na podłogę. Brunet ponownie zaskomlał, tym razem trochę głośniej, i mocniej wtulił się w chłopaka. 
- Mówi się, że jak kocha to wróci – mruknął nagle Liam.
- I wróciła.


_________________________________________________________________
Cały ten rozdział dedykowany jest.....*werble*........KAROLINIE M.
Jako, że ona zgadła zagadkę, a ja ostatnim razem zapomniałam o tym, to dostaje ją teraz :3
Razem z rozdziałem +18 XD
Mam tylko nadzieję, że ta scenka nie jest tak zła jak mi się wydaje :)
Trup i biblioteka, ładne połączenie xD
No i jak podoba wam się nowa playlista? Jestem bardzo ciekawa.

Do zobaczenia niebawem :)

1 komentarz:

  1. Pierwszy akapit <3
    Super, że i Jade powróciła. Naprawdę cieszę się, bo może w końcu zdradzą trochę swojej historii. Jestem ciekawa wszystkiego. Począwszy od tego jak znalazły się w domku a skończywszy na tym dlaczego i jak umarły.
    Ta scena z Harrym i Jesy :o
    Wszystko jest pogmatwane a mnie to się tylko podoba XD każdego coś opętało :o *-*
    Kurde cholernie podoba mi się to, że Perrie w końcu przedstawiana jest jako zła postać :D
    Jestem ciekawe co się stanie jak wróci
    Scena +18 :o nigdy nie czytałam takiej dokładnej więc jestem zaskoczona
    Biedny Niall, szkoda mi się go zrobiło.
    Dzisiaj on dostaje plusika
    Trup w bibliotece? *-*
    ''- Mówi się, że jak kocha to wróci – mruknął nagle Liam.
    - I wróciła.'' uwielbiam <3
    Piosenki jak najbardziej oddają klimat tego opowiadania
    Do następnego <3

    OdpowiedzUsuń