piątek, 17 czerwca 2016

Rozdział 5

24 listopada 1989r.
Cytat na dziś:
"Im więcej ludzi pokochasz, tym będziesz słabszy."

Jestem w tym domu niecałe pół godziny i już chcę uciekać. Mam wrażenie, że z każdego kąta ktoś mi się przygląda. Kilka razy miałam wrażenie, że słyszę kroki, śmiech dziecka, włączoną zabawkową kolejkę.Czy zaczynam tracić zmysły?  Jade powiedziała, że moja świrnięta osobowość świetnie wpasowuje się w klimat domu. Auć - zabolało to trochę. Mam pewne problemy, ale żeby tak bez skrupułów powiedzieć mi to w twarz? Nie jestem świrnięta! Nie lubię tego jak się podzieliłyśmy. Nie lubię tego jak Perrie uważa się za królową. Nie lubię wiecznie niezadowolonej Jade, która cały czas mnie obraża. Nie lubię Leigh-Anne, która udaje że nic nie widziała, nic nie słyszała, nic nie wie. I nie lubię siebie, że daję sobą tak łatwo pomiatać. Sama nauczyłam wszystkich dookoła, że nic nie zrobię jak rzucą mną o ziemię, więc nie mogę mieć do nikogo pretensji. Jeżeli ja sama nie mam szacunku do siebie, to kto ma mieć? Chciałabym uciec, gdzieś daleko, bardzo daleko. Zacząć wszystko od nowa. Myślałam nad odejściem z zespołu. Nad wyjazdem gdzieś do Ameryki. Może Floryda? Nie wiem, potrzebuję czasu do namysłu. Jak tylko opuścimy ten dom od razu zgłoszę się do naszego agenta. Ucieknę szybciej niż dowiedzą się o tym dziewczyny. Zabiły by mnie. Jestem pewna. Chyba coś znów usłyszałam! Serce bije mi jak oszalałe. Siedzę sama w pokoju i boję się jak cholera! WIDZIAŁAM COŚ W KĄCIE! Jestem na sto procent pewna, że tam ktoś stał! Wybacz mi te mokre plamy, ale naprawdę nie potrafię powstrzymywać już mojego płaczu. Co jeśli to "coś" się zbliży? Na razie chyba tylko mnie obserwuje. Mam wrażenie, że się zaraz na mnie rzuci ale nie mogę przestać się trząść. ZNIKNĘŁO! Czyżby sobie poszło? Nie uwierzę! To nie mogło tak po prostu sobie pójść! To coś wróci. Wiem to. Jest to niemal tak pewne jak to, że w końcu umrę. Nie mogę się doczekać śmierci. A ty?
Jesy ☺


***

- Jesy otwieraj te drzwi!
- Jessica cholera jasna!
Czwórkę chłopców obudziły zdenerwowane krzyki dziewczyn. 
- Co tam się dzieje? - mruknął Louis, przecierając oczy. 
Zaspani wyszli ze swoich pokoi. Przed drzwiami do miejsca Harry'ego stały byłe demony. Waliły w drzwi pięściami, kopały i darły się przy tym nie ubłagalnie. Od razu dreszcz przeszedł ich po plecach. Liam podszedł do Jade i złapał ją za ramiona. Szatynka wyrywała się jak tylko mogła, a Payne spytał szybko:
- Co się dzieje?
Leigh-Anne wkroczyła do akcji i odciągnęła ich od siebie, po czym przerażonym wzrokiem zmierzyła każdego z osobna. 
- Jesy przeprowadza coś w rodzaju egzorcyzmu. 

***

- Cześć Perrie - przywitała się Nelson. 
W odpowiedzi usłyszała zimny, wredny chichot, który był zbyt piskliwy jak na chłopaka. 
- Hej Jess. Nie sądziłam, że tak szybko uda ci się mnie odnaleźć - kpina kapała z jej tonu. 
Szatynka przełknęła głośno ślinę. "Teraz albo nigdy" - powtarzała w myślach. Czuła jak trzęsą jej się dłonie. Było już za późno żeby się wycofać. 
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Co zrobiłam?
- Dobrze wiesz!
- NIE WIEM! - ryknęła Edwards. 
Pstryknęła palcami, a fotel który stał w rogu łóżka, zaraz znalazł się pod jej dawną koleżanką z zespołu i zakleszczył ją. Blondynka w ciele szatyna, przeszła się po pokoju, cmokając. Podeszła do uwięzionej i pochyliła się nad nią. Zmierzyła ją wzrokiem.
- Proszę oświeć mnie. Co takiego zrobiłam?
Nelson była przerażona. Łapała łapczywie tlen, by nie zemdleć. Miała plamki przed oczami i słyszała szum krwi w uszach. Serce przyspieszyło jej niewyobrażalnie szybko i bała się, że za chwilę zatrzyma się już na zawsze. Nie wiedziała czy to dalej uroki Perrie. Zagryzła wargę. Musiała się ogarnąć jeśli chciała dotrwać do końca tej gry. Słyszała jak zegar tyka nie ubłagalnie. Musiała się uspokoić, musiała przetrwać do finału.
- Okłamałaś nas. - Starała się kontrolować swój głos jak najbardziej było to możliwe lecz mimo wszystko załamała się na końcu. 
Bolała ją cała ta sytuacja, ale nie mogła tego po sobie poznać. Potwory w ułamku sekundy potrafią wyczuć ból, strach, cierpienie i wykorzystać je przeciwko tobie. Po pomieszczeniu znowu rozległ się śmiech, równie okrutny jak ten poprzedni. 
- Śmierć była jedynym rozwiązaniem, moja droga Jesmindo. 
- Nie nazywaj mnie tak!
Dziewczyna wręcz mogła poczuć ostrze, które jej kochanka próbowała wbić w jej serce. Kpiła sobie z niej. Chciało jej się płakać kiedy pomyślała, że słodziutkie określenie, które kiedyś używała jej luba, by poczuła się kochana, zostało wykorzystane w taki sposób. Za wszelką cenę powstrzymywała łzy słabości i bezradności.
- Wysłuchaj mnie Jesy, zamiast krzyczeć! 
Szatynka potulnie zamilkła, czekając.
- Nikt nigdy mnie nie zauważał. Nie doceniał. Cały czas tylko Jonnie to, Jonnie tamto. Nie obchodził mnie on! Starałam się być najlepsza, ale i tak każdy mój większy bądź mniejszy wysiłek przechodził mojej rodzince przez palce. Jedyne co potrafili dostrzec to Jonnie. Gburowaty, wredny, podły, głupi Jonnie! "Dlaczego nie masz tak dobrych ocen jak Jonnie?!" - zaczęła naśladować piskliwy głos swojej matki - "Dlaczego cały czas siedzisz w tym domu Perrie? Wyjdź gdzieś, zobacz Jonnie nie siedzi całe dnie w domu". ALE JA NIE CHCĘ WIEDZIEĆ CO ROBIŁ A CZEGO NIE ROBIŁ JONNIE! Mój starszy brat zamienił większą część mojego dzieciństwa w piekło. Nie zdziwi mnie jeśli zrobił to całkiem nieświadomie. Nigdy nie był wystarczająco mądry, by pojąć najprostsze rzeczy. 
- Jaki to ma związek ze mną? - szepnęła Nelson.
- Poczekaj, na ciebie jeszcze przyjdzie pora. - Opętany przeszedł się po pokoju, a jego kasztanowe włosy powoli zaczynały jaśnieć. - Nie wiedziałam kogo bardziej nienawidzę. Moich rodziców, brata, samej siebie? Długie godziny spędziłam sama w swoim pokoju, płacząc w poduszkę i zastanawiając się czy mam coś, czego Jonnie nie ma. I nareszcie zrozumiałam! On miał brak, którego nie nadrobi żadna nauka, a który posiadałam ja. 
- Co takiego?
- Miałam duszę artysty! Taniec, śpiew, malarstwo - to wszystko stało przede mną otworem! Zdobyłam pierwsze miejsce w konkursie plastycznym! - Przerwała swój monolog. Spuściła wzrok. - ALE NAWET TO BYŁO ZA MAŁO! Po pewnym czasie przestałam się przejmować. Uświadomiłam sobie, że muszę skupić się na swojej osobie. Chciałam zostać gwiazdą. Nie obchodziło mnie czy będę śpiewać, tańczyć, skakać, czy wcielać się w wielorakie postacie. Liczył się fakt, że przewyższę jego. Chwytałam się wszystkiego. Zaczęłam występować w teatrze, śpiewać w lokalnym pubie. Małymi kroczkami do celu co nie Jesy? Pewnego razu jedna z moich koleżanek się pochorowała i poprosiła mnie bym zaśpiewała za nią w dość popularnym klubie w naszym mieście. Zgodziłam się. Tej nocy przyszedł jeden z łowcy talentów, czy jakkolwiek się oni zwą. Spodobałam mu się wiesz? - W jej głosie dało się słyszeć autentyczne wzruszenie. Bardzo mocno przeżywała swoje własne wspomnienia. - Zabrał mnie do Londynu. Byłam wniebowzięta! 
Zapadła niezręczna cisza. Szatynka podniosła wzrok ze swoich kolan i wydała z siebie dziwny odgłos, na który Perrie nawet nie zareagowała. Ciało Harry'ego powoli zmieniało się w ciało dziewczyny. "Ile czasu ona już mi to opowiada?" - spytała siebie w myślach, panikując. Byłą naiwna, myśląc że uda jej się uratować obydwu z nich. Wiedziała, że jeśli zamiana przebiegnie w całości będzie po Stylesie. Przeklinała samą siebie. Zastanawiała się czy uda jej się jakoś przekonać koleżankę do pomocy. 
- A potem poznałam was - prychnęła nagle Edwards - Wiesz dlaczego nie lubiłam was od samego początku?
Nelson zaprzeczyła głową. 
- Bo was od samego początku nie miało być!
Nagle blondynka zalała się łzami. 
- Nie mam złego serca. Ja chciałam tylko czyjejś uwagi, miłości. - Podeszła do swojego więźnia. - Przepraszam cię Jessica. Dałaś mi to czego chciałam, a ja nie potrafiłam tego uszanować. Nie chciałam cię oszukiwać. Naprawdę! Ale wiedziałam, że jeśli zostanę narobię tylko więcej szkody niż pożytku. 
Pstryknęła palcami, a szatynka była znów wolna. Wpadły sobie w ramiona, a Perrie nieśmiało cmoknęła ją w usta. 
- Przepraszam - szepnęła - tak bardzo mi wstyd. 
- Pezz, kocham cię. Mimo tego wszystkiego co zrobiłaś. Ale teraz proszę spójrz na siebie w lustrze. 
Dziewczyna z nieukrywaną ciekawością, obróciła się w stronę zwierciadła. 
- To niemożliwie! - krzyknęła. 
Jedyne co pozostało po chłopaku to zieleń oczu oraz kilka kasztanowych pasm włosów, które mimo wszystko znikały w blondzie. 
- Możesz właśnie teraz odkupić swoje winy Perrie. Musisz po prostu odejść. 
- Chcesz żebym odeszła?
Obydwie były całe we łzach. 
- Oczywiście, że nie, ale tylko to może go uratować. 
Blondynka przytaknęła. Wiedziała, że to jedyne wyjście. Położyła się na łóżku razem ze swoją ukochaną. Złapała ją za rękę, uśmiechnęła się i ucałowała ją po raz ostatni, po czym zamknęła oczy i zaczęła szeptać zaklęcie powrotne. 

***

Dziewczyny jak i chłopcy, siedzieli pod drzwiami do pokoju. Niektórzy spali, inni zwyczajnie leżeli na podłodze. Wszyscy natychmiast podskoczyli gdy do ich uszu dobiegł dzwon zegarowy z salonu. To oznacza, że wybiła północ. To oznacza, że Jesy się spóźniła. Spojrzeli po sobie. Miny mieli zatroskane i zbierało im się na płacz. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, szatynka wyszła z pokoju. Automatycznie została wyściskana przez martwiących się. 
- Jak się czujesz?
- Czy wszystko pobiegło pomyślnie?
- Jak z Harry'm?
- Udało ci się?
Pytań było mnóstwo, a odpowiedzi na nich jeszcze więcej. Dziewczyna ze stoickim spokojem odpowiedziała na wszystkie z nich i przeprosiła, ale bardzo chciała się już położyć. Wszyscy jej przytaknęli i sami również skierowali się do łóżek. Kiedy Nelson już miała gasić światło, ktoś cicho zapukał do jej drzwi. Zastanawiając się kto to może być, przekręciła gałkę. Jej oczom ukazał się Niall. 
- Cześć, mogę w czymś pomóc?
Blondyn zaśmiał się. 
- To raczej ja powinienem cię o to spytać. 
- Doprawdy?
- Tak. Straciłaś bliską ci osobę tam, prawda?
Szatynka przygryzła wargę, po czym nieśmiało skinęła głową. 
- Tak więc, gdybyś potrzebowała z kimś pogadać, czy komuś się wypłakać to wiedz, że zawsze służę ramieniem. Niezależnie od pory dnia i nocy. 
- Dziękuję.

***

Od tych wydarzeń minęło kilka tygodni. Harry mimo początkowego strachu, w końcu się obudził jednak dalej jeszcze dochodził do siebie. Zdawać by się mogło, że wszystko wróciło do normalności. 
W oddali było słychać szum drzew i odgłosy leśnych, nocnych zwierzątek. W pokoju na piętrze paliło się światło. W środku, przy biurku, siedział Louis, kreślący coś raz po raz na zgromadzonych kartkach papieru. W łóżku obok leżał Zayn, całkiem nagi. Teoretycznie powinien już spać, ale mimo wszystko nie mógł zasnąć. Dalej czuł na swoim ciele wędrujące palce swojego ukochanego, równie mocno jak jeszcze przed chwilą kiedy naprawdę krążyły po jego skórze. Później Lou cmoknął go w czółko, ubrał spodnie i zasiadł za biurkiem. Tak jakby odciął się od niego kompletnie. Szatyn mruknął coś pod nosem, wyraźnie niezadowolony i rzucił kolejną papierową kulką. Pech chciał, że trafiła ona na pościel, więc chcąc nie chcąc, musiał spojrzeć się w tamtym kierunku. 
- A ty jeszcze nie śpisz? - spytał się. 
Mulat pokręcił głową. 
- Nie potrafię spać bez ciebie obok mnie. 
Chłopak uśmiechnął się. Brunet również - osiągnął to czego chciał. Tomlinson zgasił lampkę, stojącą na biurku i wślizgnął się pod kołdrę. Ucałował kark chłopaka i mocniej się w niego wtulił. Podniósł dłoń i delikatnie, opuszkami palców, przejechał po całym boku Zayna, na co ten natychmiast się odwrócił ku niemu twarzą i wpił się w jego usta. 
- Myślałem, że już ci wystarczy seksu na dziś - mruknął Louis z uśmiechem na ustach. 
Chłopak zaskomlał coś, po czym odsunął się na tyle, by wygodnie móc się położyć na klatce piersiowej kochanka.  Zaczęli rozmawiać o dzisiejszym dniu, jednak ich konwersacja w krótkim czasie przemieniła się w prawdziwą kłótnię. Ostatnio sprzeczali się coraz częściej. Krzyczeli na siebie coraz to gorsze epitety w głębokim poważaniu mając to czy kogoś przypadkiem nie obudzili. Niall, który to wszystko słyszał, westchnął. "Znowu"  - pomyślał. 
- Wiesz co? Byłem głupi, wybierając cię - Louis ściszył ton i wymierzył w pierś mulata palec wskazujący. 
- Też byłem głupi, myśląc że to ma sens!
- Aha, czyli według Ciebie ten związek nie ma sensu?
- Ani sensu, ani przyszłości!
Nastała długa cisza, przerywana jedynie krokami szatyna, który w złości krążył po pokoju. Nagle przystanął przy biurku, po czym jednym ruchem zepchnął wszystko co znajdowało się na blacie. 
- ŻAŁUJĘ, ŻE DAŁEM ODEJŚĆ ELEANOR! - wrzasnął nagle Tomlinson i od razu pożałował swoich słów. 
Przykrył dłonią usta i odwrócił się w kierunku Zayna, który dalej leżał pod przykryciem. 
-Ja...przep... - Został uciszony przez siarczysty policzek wymierzony przez bruneta, który w ułamku sekundy znalazł się przy nim. 
Po czym ze łzami w oczach w amoku zaczął szukać swoich ubrań. Lou trzymając się za obolałą twarz, bo bądź co bądź Malik ma dość mocne uderzenie, próbował delikatnie dotknąć jego ramienia i załagodzić sytuację. Niestety został tylko bardziej odtrącony. Szczerze? Gdyby mógł cofnął, by czas. Teraz sam nie wiedział czemu to powiedział. On miał już po prostu dość ich wiecznych kłótni o wszystko, ale nawet mimo to tak naprawdę nie żałował swojej decyzji. Gdyby przyszło mu wybierać jeszcze raz, znów wybrałby chłopaka. Z jego myśli wybudziły go trzaskające drzwi, a on sam pobiegł do osoby, która musi mu pomóc. Do Liama.

***

Zayn czuł jak wiatr muska jego ramiona oraz ociera łzy z policzków. "Jak on mógł?" - myślał. W dłoniach trzymał wielką księgę, którą podwędził Jesy. Spacerował samotnie przez las, licząc na to że dotrze do celu. Księżyc dodając mu otuchy, oświetlał drogę. Jednak kiedy korony drzew zaczęły być bardziej rozłożyste, nawet on nie mógł pomóc. Na szczęście mulat był na to przygotowany i wyciągnął z kieszeni latarkę. Teraz żałował, że nie spojrzał na ubrania, które brał i tak oto paradował w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączkach przez gęstwinę w środku zimnej nocy. Lecz nawet to nie mogło go teraz powstrzymać. Był zbyt zdeterminowany, by dotrzeć do celu. I zwykły mróz nie mógł go zatrzymać. Trząsł się i szczękał zębami, ale nie był to wystarczający powód by wrócić. Co jakiś czas zatrzymywał się, by szlochać jeszcze trochę. Nagle na horyzoncie pojawił się niewielki krzyż. Chłopak uradowany podbiegł do niego. Stanął przed, domowej roboty, mogiłą Eleanor. Przysiadł na trawie i otworzył lekturę. Na pierwszej stronie przywitał go pozłacany napis "Wielka Księga Czarodziejstwa". Przekartkowywał księgę szybko, by znaleźć to czego szukał. Zaklaskał w dłonie kiedy mu się udało. Miał przed sobą krótką instrukcję jak przywrócić kogoś do życia. Potrzebował niewiele, a właściwie tylko jednego - ofiary, na którą sam zgłosił się na ochotnika. Z kolejnej kieszeni wyciągnął niewielki zeszyt i pióro z atramentem. Powyrywał parę stron. Miał w planach napisać listy, w których zdradziłby dlaczego tak postąpił. Pierwsza wiadomość była najprostsza.  To tylko prośba do dziewczyny, że kiedy znajdzie te kartki niech weźmie je ze sobą i przekaże odpowiedniej osobie. Nie trudno było się domyślić kogo mulat miał na myśli. Kiedy większość jego notatek była już gotowa, została mu ta ostatnia. Najpierw długo się zamyślał jak zacząć, po czym co chwilę kreślił to co napisał. I tak w kółko. Kiedy w końcu mu się udało skończyć, przeczytał liścik jeszcze raz. Musiał mieć pewność, że wyjaśnił mu wszystko co było do wyjaśnienia. Odłożył wszystkie wiadomości i położył na nie niewielki kamień, by nie zostały rozwiane przez wiatr. Przełknął głośno ślinę. Zaczynał powoli mieć wątpliwości co do swojego pomysłu, jednak wziął głęboki oddech i wyrzucił czarne myśli z głowy. "W końcu robię to dla niego"  - przypomniał sobie, zagryzając dolną wargę by nie płakać w tej chwili. Położył na się na kopczyku z ziemi, próbując nie myśleć o tym, że zaraz pod nim znajduje się martwa szatynka w kolejnej fazie rozkładu. Zamknął oczy i wyciągnął ręce przed siebie. Już miał mówić zaklęcie, kiedy ktoś dłonią zakrył mu usta i wciągnął go po ziemię...

Ciąg dalszy nastąpi...



_________________________________________________________________
Witam :)
Długo zajęło mi pisanie tego, przyznaję. Koniec gimnazjum to bardziej poważna sprawa niż na początku mi się wydawało. Rozdział miał być wczoraj, ale jednak moje przygotowania na bal gimnazjalny pochłonęły większość mojego czasu, a gdy wróciłam o tej 23 to rozdział był ostatnią rzeczą, o której myślałam ;)
Przez praktycznie cało to fanfiction chciałam dodać na końcu "ciąg dalszy nastąpi" i nareszcie mi się udało :D
Tak więc, obiecuję poprawę (jeżeli nie od zaraz to od 24 czerwca) i do zobaczenia ;)


Swoją drogą mam pytanie:
Poznaliśmy historię Perrie i dalej poznajemy historię Jesy. Wolelibyście bardziej dowiedzieć się więcej o życiu Leigh-Anne czy Jade? Bo szczerze nie mogę się zdecydować.


Do zobaczenia <3
Kocham Was :*

1 komentarz:

  1. Cytat <3
    Te wpisy Jesy są takie super, szczere i prawdziwe i dzięki tym słowom czuję jakbym to ja była w skórze Jesy i dosłownie to wszystko przeżywała. Dziękuję za te pamiętnikowe wpisy, które pozwalają mi odsunąć się trochę od rzeczywistości
    Szczerze powiem, że liczyłam na zemstę Perrie, na więcej złych słów. Ale to co opisałaś pokazuje piękne przebaczenie a że od wczoraj przez kogoś wydawałoby się mi bliskiego nie mam humoru, pociekło kilka łez. Smutne i prawdziwe
    Dobrze jest poznać historię życia dziewczyn i chętnie przeczytam życiorys Jade i Leigh
    Scena z Louisem i Zaynem :o
    Na początku tak słodko a koniec rozdziału jak kubeł zimnej wody. Podoba mi się sposób myslenia Zayna, zapewne sama bym tak postąpiła. Louis chce Louis ma. Mimo wszystko mam nadzieję, że sprawa skończy się dobrze. Nie chcę znów męczyć się czytaniem o Eleanor :D
    Do następnego <3

    OdpowiedzUsuń