poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział 6

13 grudnia 1989r.
Cytat na dziś:
 "Najpierw połamałeś mojego aniołowi skrzydła, a gdy spadł z urwiska zaśmiałeś się, że nie potrafi latać."

Znasz ten moment w tych wszystkich horrorach o nawiedzonych domach kiedy jedna z postaci "Czekajcie, ten dom chce chyba coś nam powiedzieć", czy coś w tym stylu? Idąc, hollywoodzką logiką dom, tudzież jakiś przedmiot lub osoba, nie może być opętany tak po prostu. Za wszystkim kryje się piękna/mroczna/smutna historia, która nakreśla nam całą fabułę. I choć każdy straszny film jest inny w zależności od wydarzeń, reżysera, aktorów czy też budżetu, każdy z nich łączy jedna cecha. Postacie, które wydają ci się bardziej tępe niż plastikowe, zabawkowe noże dla dzieci. Wchodzą tam gdzie nie powinny, pchają się na niebezpieczeństwo i zamiast zwiewać w odpowiednim momencie i tak decydują się zostać. A ty wtedy siedzisz i oglądasz ich poczynania i marną śmierć, na którą sobie zapracowywali cały film. Drzesz się do ekranu i rzucasz w nich pocornem, ostrzegasz o czychającym za drzwiami niebezpieczeństwie, a ta tępa masa bez choćby grama strachu akurat tam wchodzi lub odwraca się we właściwym kierunku. A potem film się kończy. Wychodzisz z kina, bądź wyłączasz kablówkę ale cały czas rozmyślasz, głównie nad ich głupotą, która doprowadziła ich do zguby.  I własnie w tym momencie stwierdzasz, że ty przecież nigdy nie popełniłbyś tych przypadkowych błędów. Ja też tak myślałam. Ale ponownie wróćmy do idei nawiedzeń czy też opętań. Dlaczego za każdym razem próbujemy to wytłumaczyć? Co jeżeli opętanie nie ma żadnej historii? Przypadkowa osoba, która jest zwykłą kukiełką, marionetką, lalką w szponach diabła. Nie ma tu wywodów na temat dobra i zła, nieba i piekła. Tylko zwykła gra. Wygrany dostaje nagrodę, przegrany odchodzi na zawsze. Gra, która jest tak zaprogramowana byś przegrał ilekroć spróbujesz. Jak w wesołym miasteczku. Nigdy nie uda ci się zrzucić tych pieprzonych butelek niezależnie do tego ile razy byś rzucał, bo w środku są wypchane kamyki, piaskiem, mąką. Ma wydawać się z pozoru łatwe, by przyciągnąć twoją uwagę i skusić wizją łatwego zwycięstwa. Kładziesz pieniądze na blat, a uśmiechnięty pan w kapeluszu podaje ci piłeczki. Z każdym rzutem czujesz, że zaraz wygrasz. Przecież co jest trudnego w rzuceniu piłką do wieży butelek po mleku? Nie doszukujesz się haczyka, bo wydaje ci się, że coś tak banalnego nie może mieć drugiego dna. I dopiero kiedy jest po wszystkim zdajesz sobie sprawę jak właśnie zostałeś wykantowany. Jedyną różnicą jest to, że w tej piekielnej grze nie rzucasz drobniaków na blat. Rzucasz coś o wiele cenniejszego - swoją duszę. 
Nie w takiej przyszłości się widziałam. Chciałam wyjechać. Chciałam tego uniknąć, ale los przygotował już dla mnie inny scenariusz, a los jest tym reżyserem, z którym nie da się dyskutować. Mam kilka naboi. Teraz tylko potrzebna mi broń. Zagrałam w grę, której od początku nie mogłam wygrać.
Jesy ☺

***

Zayn obudził się cały spocony w łóżku, które dzielił ze swoim chłopakiem. Rozejrzał się. Louis musiał posprzątać, bo brakowało kartek papieru i rzeczy, które spadły z biurka. Spojrzał także po sobie. Ubrany był w zwykłą flanelową koszulę w zielono-niebieską kratkę. 
- Podoba Ci się twój nowy dom? - spytał nagle dziewczęcy głosik. 
Brunet rozejrzał się. Wydawało mu się, że nikogo z nim nie ma. Przeszedł go dreszcz po plecach. Gdzie on jest?!
- To podoba Ci się czy nie? - ponownie ten sam głos. 
Mulat zaczął przytakiwać.
- Tak - powiedział cicho. 
Wtem drzwi do pokoju się otworzyły, a w nich stała rudowłosa dziewczynka, która za rękę trzymała Tomlinsona. Chłopak patrzył z otwartymi oczami nie mogąc zrozumieć tej sytuacji. Patrzył to na nią to na niego, doszukując się wyjaśnień. Dziecko zaśmiało się rozkosznie i podeszło bliżej Malika, siadając na krawędzi łóżka. Po chwil gestem ręki przywołała do siebie szatyna, który potulnie zajął miejsce koło niej. 
- Nazywam się Lily. Lily Hazel Margaret Montgomery, dokładniej. Miło mi cię poznać. 
- Cześć Lily. - pomachał jej nieśmiało dłonią na powitanie. 
- Nie musisz mi się przedstawiać. Wiem o tobie praktycznie wszystko. Wiem o twoim dorastaniu oraz dlaczego przestałeś się odzywać, wiem co przeszedłeś przez te wszystkie lata i ile krzywd zostało ci wyrządzonych, dlatego spośród całej piątki - wybrałam właśnie ciebie, Zayn. 
- Ale dlaczego? Co to ma wspólnego? Gdzie są moi przyjaciele?
- Zayn - tu dziecinka załkała lekko  - Oni cię nie potrzebują, nie chcą. 
- Nie, to nie tak. Mylisz się Lily.
- Czyżby? - Oczy malucha zabłysły. - W takim razie spójrz. 
Machnęła w powietrzy swoimi malutkimi dłońmi, ukształcając coś na wzór chmury. Po chwili w chmurze zaczął pojawiać się obraz. Widać tam było wszystkich prócz Louisa. Siedzieli w kuchni przy śniadaniu, żartowali, dyskutowali. 
- Jakoś nie zbyt się przejęli twoim zniknięciem, prawda? - spytała dziewczynka z udawanym smutkiem. 
- To na pewno nie tak. 
Drugim obrazem jaki ujrzeli był Tomlinson płaczący w poduszkę i Liam, który zachęca go do wspólnej zabawy zorganizowanej z powodu pozbycia się Zayna. Chłopak nie mógł uwierzyć w to co widzi. To nie mogło dziać się naprawdę. Poczuł jak łzy napływają mu do oczu. Szybko zakrył rękoma twarz, by nie okazywać słabości. Dopiero po dłuższej chwili poczuł czyjś dotyk. Montgomery pogłaskała go delikatnie po policzku. Ujęła go za dłoń i wcisnęła mu dłoń szatyna, leciutko splatając ich palce. 
- On jedyny się o ciebie troszczy nawet teraz. Nie mogę dać ci prawdziwego, nie w tym momencie. Ale stworzyłam jego wierną kopię, specjalnie dla ciebie. Opiekuj się nim dobrze. 
Dziecina uśmiechnęła się serdecznie i odwróciła się by opuścić pokój. Gdyby tylko mulat widział jak szybko ten serdeczny uśmiech zamienił się w szyderczy.

***

- Liam ja już nie wiem co robić. 
Szatyn biegał po pokoju, będąc blisko wyrywania sobie włosów z czubka głowy. Payne starał się go choć trochę uspokoić - na próżno. Nagle drzwi do pokoju otworzyły się szeroko, a w nich ukazał się zdyszany Niall.
- Dziewczyny mówią, że zniknęła Księga Zaklęć. Żeby go znaleźć sami musimy go poszukać. 
- To na co jeszcze czekamy? - wrzasnął szatyn, złapał latarkę z szafki nocnej i wyszedł na korytarz. 
Tam czekała już cała ekipa poszukiwawcza. Każdy ze zmartwieniem w oczach. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z czyjej winy cała ta afera. Ściany domu nie są na tyle grube, by zagłuszyć te zdanie, które doprowadziło do tego wszystkiego. Nikt jednak  nie śmiał się wypominać temu najstarszemu. Widzieli co on teraz przeżywa i wiedzieli, że wyciągnął z tego naukę. Jedynie korytarze i ściany wydawały się jeszcze dudnić cicho tym fragmentem rozmowy, jakby to one chciały wypomnieć to Louisowi. Można byłoby pomyśleć, że dom zapamiętuje każdy dialog i monolog jaki miał tu miejsce. Tomlinson, jako lider całego przedsięwzięcia, dziarsko ruszył na podwórze, zatrzymując się tylko na chwilę, by reszta do niego dołączyła. Jego kompani w duchu modlili się, by mulat się znalazł żywy. I choć wszystkim brakowało Zayna, nie chcieli być teraz w skórze jego chłopaka. Mieli o tyle szczęścia, że można łatwo było dostrzec ślady w trawie. One zaprowadzą ich do Malika. Szli coraz głębiej i głębiej w las, aż doszli do prowizorycznego nagrobku Eleanor. 
- Po co przywędrował aż tutaj? - spytała Jesy na głos, po upewnieniu się, że tutaj kroki się kończą. 
- Chyba coś mam! - krzyknęła nagle Leigh-Anne.
Schyliła się i wyjęła spod kamienia stertę kartek. 
- To chyba jakieś listy - mruknął Harry i wyjął je jej z rąk. 
Odchrząknął i zaczął czytać na głos, a wszyscy zgromadzili się dookoła niego. 

Do Eleanor:
Chcę żebyś wiedziała, że nie proszę o wiele. Oddaję ci moje miejsce. Jeśli to ma uczynić go szczęśliwym. Tylko proszę dbaj o niego i kochaj go za to kim jest, a nie za to co posiada. Pod kamieniem znajdziesz też listy, które chciałbym żebyś zaniosła do domu moje listy i rozdała każdemu z osobna. Szczerze wolałbym żebyś do nich zaglądała, ale nawet jak to zrobisz to niewiele na to poradzę. Pewno będę już martwy leżeć na twoim miejscu... - w tym momencie chłopak urwał. 
Wszyscy pobladli. Nelson szybko dobiegła do Louisa i przytrzymała go za ramiona, by nie zemdlał, po czym szybko pozwoliła mu się w siebie wtulić. 
- To niemożliwe, by tam leżał - stwierdziła stanowczo Jess - Gdyby tak się stało to poczułybyśmy kolejną energię, kolejnego ducha. 
- Jesy ma rację - zawtórowała Jade. 
- Skoro n-nie jest ma-ma-martwy, to gdzie j-jest? - spytał Tomlinson, jąkając się przez szloch. 
- Nie mam pojęcia, ale na pewno nie w tej mogile. 
- Mam czytać dalej? - spytał Styles, który ponownie nabrał rumieńców. 
Niall i Liam mu przytaknęli. 

Do Nialla, Harry'ego i Liama:
Wiem, że to może być dość dziwne, że piszę list do was trzech. To co teraz powiem może nie będzie zbyt miłe (choć wcale nie chcę być wredny), ale i tak nie będę bardziej martwy niż zapewne jestem. Nie umiałbym podziękować wam pojedynczo, bo mimo że byliście dla mnie jak bracia, nie byłem związany z wami na tyle długo, by móc napisać coś takiego. Dlatego chciałbym podziękować waszej grupie Trzech Muszkieterów za bycie ze mną w trudnych chwilach. Nie muszę chyba wymieniać ich po kolei. Choć przeżyliśmy razem wiele to i tak nie potrafię napisać dla was niczego dłuższego. Bardzo za to przepraszam. 

Mam nadzieję, że wasz przyjaciel,
Zayn

P.S Proszę zaopiekujcie się Louisem, jeśli będzie taka potrzeba, a Eleanor nie da rady.

Loczek przejrzał kartki. 
- Chcecie żebym dalej czytał na głos, czy wolicie sami to przeczytać? - podniósł je do góry. 
- Do kogo jeszcze pisał?
- Jeden list jest do dziewczyn, a drugi do Louisa. 
- Jeśli mogę - zaczął szatyn słabym głosem - wolałbym to przeczytać sam. 
Loczek przytaknął i podał mu kartę. Jesy, Jade i Leigh-Anne również dostały swoją. Na ich reakcję nie trzeba było by długo czekać. Tomlinson był bliski płaczu po przeczytaniu zaledwie jednego zdania. Wszyscy w ciszy i skupieniu, czekali aż skończą czytać. Kiedy wreszcie nastał ten moment, chłopcy uściskali niebieskookiego najmocniej jak umieli, by pokazać że są z nim i może na nich liczyć. 
- Znalazłam coś! - po polanie rozległ się krzyk Thirlwall. 
Po chwili szatynka przybiegła do grupy, a zza pleców wyciągnęła Księgę Zaklęć. 
- A więc to Zayn ją zabrał. 
- Tak, ale nie to jest najważniejsze - spójrzcie. 
Młode kobiety pochyliły się nad stronicami. 
- To nie ma sensu - mruknęła Jesy - Jeśli Zayn chciał oddać swoje życie za Eleanor czemu wybrał zaklęcie, które wysyła go do czyśćca? 
- Jak to do czyśćca? - spytał Liam. 
- Jess źle to określiła, ale w naszym wymiarze jest pewna granica. Pomiędzy życiem i śmiercią. Pomiędzy piekłem a niebem. Ludzie najczęściej nazywają ją czyśćcem, choć to bardziej taka poczekalnia - wyjaśniła szybko Pinnock. 
Nagle Nelson zerwała z szyi swojej koleżanki naszyjnik. 
- Mogę wiedzieć co ty robisz?! - wrzasnęła Lee. 
Szatynka tylko ją uciszyła i położyła Księgę na podłodze. Całą stronę obtoczyła naszyjnikiem, pamiętając by końce się ze sobą stykały. Nagle na ich oczach litery zaczęły same się przestawiać. Tym razem był przepis na ożywienie kogoś. Dziewczyny wydały z siebie zduszony krzyki. 
- Chyba nie myślisz, że ona... - zaczęła ciemnoskóra, ale nie mogła dokończyć własnego zdania. 
- Oszukała go - stwierdziła stanowczo Jesy - I zabrała ze sobą. 
Podeszła do Louisa i wyrwała mu z dłoni list. Odwróciła kartkę. Na odwrocie czerwoną kredeczką i dziecięcym stylem pisma był wypisany wierszyk. 

Miłości gorzki smak
dziś rozdzielił was.
Płaczesz, bo jego brak
a zegar wybija ci czas.
Ze mnie mała dama
faceta skradłam ci sama,
jest w świecie gdzie nie lata żadna ćma,
a ja czekam aż zacznie się ta gra.
A, że być wredną nie wypada 
oto moja mała rada
wybierzcie się po wskazówkę - klucz
ale uważajcie, by nie wpaść w trujący bluszcz.

1 komentarz:

  1. Cytat <3
    Uwielbiam te przemyślenia Jesy, dzięki niej wszystkie rzeczy jakoś bardziej rozumiem
    Naprawdę świetne <3
    Dlaczego Malik? Czemu on? Wiesz przecież że to moja ulubiona postać w domku :(
    Ta dziewczynka mnie intryguje i przeraża jestem ciekawa co dalej
    Te listy :(
    JEBAĆ ELEANOR XDDDD NIE ZNOSZĘ JEJ
    NIE ŻYJE A KURWA NISZCZY WSZYSTKO HAHAH
    Nie no ogar
    Oby wszystko się dobrze skończyło bo mi szkoda Lou
    Wierszyk na końcu to mistrzostwo *-*
    Do następnego

    OdpowiedzUsuń