20 grudnia 1989r.
Cytat na dziś:
"Cisza to najgłośniejszy krzyk."
Chyba zaczynam tracić zmysły. Mówię o tym tak jakbym nie straciła ich już na początku, ale teraz to coś więcej. Chyba zaczynam tracić siebie. Ona powiedziała, że mi pomoże, ale nie wiem czy jej ufam. Miło się do mnie uśmiecha, niemniej jednak przechodzą mnie dreszcze. Ma przyjść po mnie kiedy wybije północ. Czuję jak zimny pot spływa mi po karku z nerwów. Powiedziała, że wszystkim się zajmie. Czy mogę jej zaufać? Twierdzi, że jest moim jedynym kołem ratunkowym po tym jak ja przegrałam tę grę. Spytałam się jej czy niepotrzebnie kupiłam naboje - odparła, że wykorzysta je kto inny. Słyszę krzyk Leigh-Anne. Pewno znów ma jeden ze swoich koszmarów. Kiedyś zaoferowałam się, że mogę ją wysłuchać jeśli to sprawi, że poczuje się lepiej i zacznie lepiej spać. Nie żeby jej krzyki mnie budzi, i tak nie mogę zasnąć. Pamiętam, że uśmiechnęła się do mnie, pierwszy i ostatni raz kiedy jej uśmiech wydał mi się szczery, i mruknęła, że gdyby mi powiedziała nie potrafiłabym żyć z tą wiedzą.
Może widzi w snach mnie jak zabijam je wszystkie po kolei? Jak krążę po korytarzu, w jednej dłoni trzymam nóż, z którego krew powoli kapie na podłogę, a drugą drapię w ścianę, nucąc przy tym "Come Little Children". Staje przed dębowymi drzwiami. Wręcz mogę wyczuć strach mojej ofiary. Czuję jak się trzęsie. Zastygam w bezruchu, napawając się tym. Niech teraz one boją się mnie. Historia o musze, która stała się pająkiem. W końcu gwałtownie łapię za gałkę i sprawnym ruchem ją przekręcam. Do moich uszu dobiegają skrzypiące zawiasy. Rozglądam się po pomieszczeniu. Jest ciemno, w końcu jest środek nocy, ale mimo wszystko nikły blask słońca, który świeci przez okno jest wystarczający dla mnie. Od razu słyszę skąd dobiega cichy szloch. Rzucam się na ziemię w amoku nawet nie czując bólu, choć jestem pewna że mocno spadłam na kolana. Wkładam dłoń pod łóżko i po chwili ciągnę moją kolejną ofiarę za blond kosmyki. Dziewczyna krzyczy, nie wiem czy z bólu czy ze strachu, a może z obydwu powodów. Puszczam jej włosy po to, by złapać nadgarstki. Nogę przewiesiłam przez jej biodra, aby nie miała jak mi uciec. Szepce do niej jak bardzo ją kocham. Że nie chce jej robić krzywdy. Robię to szybko. Nie kłamałam. Nie chcę jej zabić. To nie jest mój cel. Chcę by tylko na trochę straciła przytomność, nic więcej. Wtedy będę mogła rozprawić się z ostatnią i przenieść ją w bezpieczne miejsce, gdzie będziemy szczęśliwe. Widzę jak Perrie mdleje zaraz po spojrzeniu na swoją rozciętą rękę. Zawsze brzydził ją widok krwi. Odkładam ją delikatnie na łóżko i przykrywam kołdrą. Całując ją w czółko, myślę o tym by jak najszybciej to zakończyć i móc się nią zaopiekować. Widzę na komodzie gramofon. Uśmiecham się sama do siebie. Szybko w jeden z szuflad wynajduję odpowiednią płytę. Lullaby - Lee Byung-woo. Słyszę jak rytmiczna melodia rozbrzmiewa w pokoju. Wychodzę na korytarz. Piosenkę słychać w całym domu, tak jak chciałam. Pewnym krokiem wchodzę do pomieszczenia naprzeciwko. Wzrokiem szukam tej bujnej czarnej czupryny. Nigdzie jej nie ma. Odwracam się i już mam wychodzić, gdy nagle słyszę jakiś szelest za mną. Pinnock krzyczy i rzuca się w moim kierunku. Moja dłoń sama znajduje drogę i już powoli moja znajoma leży na podłodze, dławiąc się własną krwią. Przez moment patrzy mi prosto w oczy. Przyglądam się jak ulatuje z niej życie. Podchodzę do jej martwego ciała i zamykam jej oczy. Teraz wygląda tak jakby zasnęła. Podchodzę do framugi. Jak patrzę pod kątem widzę Jade rozłożoną na podłodze, a wokół niej kałużę krwi. Ona była zdecydowanie najtrudniejsza. Za bardzo się wierciła przez co pokułam ją w wielu miejscach i to całkiem niepotrzebnie. Na własne życzenie straciła dużo krwi. Siadam na łóżku. Trzymam nóż oburącz i przyglądam się warstwie zaschniętej krwi oraz tej świeżej na jego powierzchni. Ten widok jest dla mnie dziwnie kojący. Mam wrażenie, że ktoś stoi przede mną. Podnoszę wzrok i widzę dziewczynkę. Uśmiecha się do mnie miło i wyciąga rękę po ostry przedmiot.
- Ja to posprzątam. Ty idź świętować z ukochaną.
Przytakuję. Opuszczam pokój. Idę po swoją dziewczynę. Od razu widzę, że jest bladsza niż ją sobie zapamiętałam. Nie mam czasu przejmować się takimi rzeczami. Jestem wyczerpana. Rzucam się na łóżko koło niej i nawet nie zauważam kiedy zasypiam. Budzi mnie straszny chłód. Trzęsę się przez chwilę. Kiedy to nic nie daje otwieram oczy. Zaczynam piszczeć. Nade mną jest powieszone ciało Perrie. Brakuje jej gałek ocznych, większości włosów i zębów. Wiercę się i krzyczę, ale nic to nie daje. Zaciskam oczy, nie mogę na to patrzeć. Słyszę jakby pocieranie liny i zdaję sobie sprawę, że truchło mojej ukochanej coraz bardziej zbliża się do mnie. Z boku mignęła mi Lily. Głaska mnie po włosach. Jestem cała we łzach, a smród zwłok wywołuje u mnie mdłości.
- Lily proszę - zaczynam błagać - proszę nie rób mi tego, błagam.
- Żegnaj Jesy.
Ostatnie co mam przed oczami to pokaleczone ciało Pezz spadające na mnie.
Nie ufam jej, bo wiem, że to stoi za moimi koszmarami.
Jesy ☺
***
Pierwsze co Zayn ujrzał zaraz po przebudzeniu to sylwetkę drugiego Louisa wtulonego w jego klatkę piersiową. Uśmiechnął się mimowolnie i pozwolił sobie przejechać dłonią po kasztanowych kosmykach. Jednak od razu poczuł różnicę. Włosy jego ukochanego były gładkie i miękkie, a fryzura podstawionego chłopaka szorstka i nieprzyjemna w dotyku.
- Pomęcz się z nim jeszcze trochę - usłyszał po lewej stronie.
Odwrócił się w tamtym kierunku i ujrzał Lily, która cały ten czas stała pod ścianą. Dreszcz przeszedł go po plecach. Poczuł jak wytwór dziewczynki powoli podnosi się do pozycji siedzącej.
- Wiem, że jest tępy i bez wyrazu. - Wskazała na swoją laleczkę. - Ale naprawdę zostało nam już nie wiele czasu.
- Do czego?
- Wkrótce się przekonasz.
Malik przełknął głośno ślinę. To znaczy, że jego Louis będzie tu razem z nim? Otworzył usta, by zadać Montgomery pytanie, ale nie było po niej śladu. Mulat wzruszył ramionami. Na razie tyle mu wystarczy.
***
Miłości gorzki smak
dziś rozdzielił was.
Płaczesz, bo jego brak
a zegar wybija ci czas.
Ze mnie mała dama
faceta skradłam ci sama,
jest w świecie gdzie nie lata żadna ćma,
a ja czekam aż zacznie się ta gra.
A, że być wredną nie wypada
oto moja mała rada
wybierzcie się po wskazówkę - klucz
ale uważajcie, by nie wpaść w trujący bluszcz.
Jesy po raz kolejny czytała wierszyk. Czuła się odpowiedzialna za przywołanie Zayna z powrotem.
- Nie macie w tej swojej magicznej książce żadnego odpowiedniego zaklęcia? - warknął Louis, przyglądając się bezradności dziewczyn.
Złapał w dłonie sporawy kamień i cisnął nim o ziemię. Nelson zerknęła przez swoje lewe ramię na Leigh-Anne.
- Zajmij się nim, proszę - szepnęła.
Dziewczyna posłusznie kiwnęła głową i podeszła w stronę szatyna. Złapała go za nadgarstki i porządnie nim potrząsnęła.
- Rozumiem twoje zmartwienie. Wszyscy się o niego martwimy, ale musisz się uspokoić, bo tymi krzykami nikomu nie pomożesz.
Chłopak przytaknął. Z jego ust wydobył się dziwny pisk.
- Przepraszam, po prostu.... - Widać było, że jest bliski płaczu. - Mam tą świadomość, że gdyby nie ja....To wyglądałoby zupełnie inaczej.
- Niekoniecznie. Nigdy nie lekceważ demonów. Na razie wróćmy do domu. Nie jesteśmy bezpieczni tutaj.
***
Nikt chyba nie spał tej nocy. Można od razu to było zauważyć choćby po cieniach pod oczami. Tomlinson zszedł na dół blady, przygnębiony. Wyglądał niczym chodząca śmierć. Jesy zebrała wszystkich do salonu. Przyszedł czas na wielkie obrady. Co dalej?
- Lily – demon, z którym przyszło nam się zmierzyć uwielbia gry i zabawy - oświadczyła głośno, stojąc na środku.
Czuła spoczywający na jej barkach ciężar. Wzięła głęboki oddech, przygotowując się mentalnie na kolejną informację.
- Nie pozostało nam nic innego niż zagrać w jej grę.
Kątem oka dostrzegła jak Jade i Leigh posyłają sobie znaczące spojrzenia. Spuściła wzrok. Jeszcze raz przemyślała wszystkie możliwości po to, by jeszcze raz zdać sobie sprawę z tego, że właściwie nie mają żadnego innego wyboru. Za wiele przeszli, by dziewczynka dała im się wycofać w tym momencie.
- W co mamy zagrać?
Pytanie Liama wybudziło szatynkę z własnych myśli. Wzięła kartkę z wierszykiem do ręki i uniosła ją ku górze.
- Ma ochotę na szaradę.
- Chcesz powiedzieć, że ta rymowanka ma drugie dno?
- Dokładnie. To nie jest tylko ostrzeżenie czy wiadomość. To zaproszenie do gry.
Tej nocy kiedy wszyscy próbowali rozwiązać zagadkę, Pinnock cichutko wyślizgnęła się z pokoju. Stanęła przed wielkim lustrem w łazience i podwinęła bluzkę do góry. Jej oczom ukazała się paskudna rozcięta rana na brzuchu. Brunetka dotknęła jej delikatnie.
- Znowu przegrałaś Jesy.
Uuu powiało grozą i tajemnicą <3
OdpowiedzUsuńCytat jest naprawdę boski, w sumie idealnie pasuje do rozdziału
Opis pamiętnik Jesy.. Mój Boże, ale groza. Podoba mi się to, że zadbałaś o szczegóły, dzięki czemu czułam się jakbym była tam obecna. Śmierć Perrie chyba z tego wszystkiego podobała mi się najbardziej, jeżeli można w takiej sytuacji mówić o upodobaniach.
Czyli mam rozumieć, że to Jesy je wszystkie zabiła i sama została zamordowana przez Lily, tak?
Co ten Zayn? Niech wróci
Znów powiem, że wierszyk jest super <3
Ostatnie zdanie tylko zachęca do wyczekiwania na kolejny rozdział
Do następnego <3