piątek, 13 stycznia 2017

Rozdział 9

30 grudnia 1989r. 

Cytat na dziś:
"Są potwory, które zachowują się jak ludzie i ludzie, którzy zachowują się jak potwory."

Dała mi wskazówki. Każe mi zrobić coś strasznego. Nie chcę, ale nie wolno mi odmówić. Nie mogę, bo wtedy przegram.  Obiecałam sobie, im. Muszę dotrzymać obietnicę. Dziewczynka na znak naszej "przyjaźni" podarowała mi porcelanową lalkę. Jest śliczna, ale przeraża mnie. Twarz blada niczym trup. Gdzieniegdzie widać pęknięcia. Jej czarne oczy wieją pustką i nie wiem czemu mam wrażenie, że się krzywi. Wiem, że to zabawka, przedmiot nieożywiony, ale przysięgam, że kilka razy widziałam jak rusza głową, mruga! Czuję na sobie jej wzrok. Mam wrażenie, że to jej marionetka do obserowania mnie. Chce bym straciła zmysły, bym zdziczała. Jest ciekawa ile jeszcze mogę wytrzymać niż dopadnie mnie chęć samounicestwienia. Udaje jej się to. Tracę nad sobą kontrolę, panowanie. Wczoraj rzuciłam lustrem o ścianę. Kawałki szkła posypały się wszędzie dotkliwie mnie raniąc. Jestem szczęściarą, że szkło nie powbijało mi się w twarz. Pamiętam, że przybiegła do mnie Leigh-Anne i spytała co się stało. Nie odpowiedziałam, a ona nie naciskała, ale wiem co o mnie pomyślała. Świruska. Wariatka. Mówiła coś do mnie, ale jej nie słuchałam. Wpatrywałam się w jej klatkę piersiową, wytężając słuch, by usłyszeć bicie jej serca. Serca, które za niedługo będzie należeć do mnie. Wygrywało piękną melodię.  Raz zostawiłam lalkę na komodzie. Gdy wróciłam leżała na podłodze z nożem obok, ale nie pamiętam bym w ogóle przynosiła nóż do pokoju. To znak i wiem co oznacza. Lily nie może się doczekać, kiedy poleje się krew. Dała mi to do zrozumienia już nie raz. Nie mogę jej zawieść. Ta gra jest dla niej, nie dla mnie.  Ale nikt nie może się dowiedzieć co planuję. Kartkę z rzeczami, które muszę jej podarować mam schowane w skrytce na podłodze, aby nikt tego przenigdy nie znalazł. Teraz muszę zająć się czymś innym. Przyniosłam wszystko co potrzebne. Mam małą szkatułkę i nóż kuchenny. 
Zamilczę na wieki. 
Jesy ☺

***

- POSZEDŁEŚ TAM BEZ NAS?!
Liam nie wierzył w to co przed chwilą usłyszał. Każdy z nich przeżywał porwanie Zayna, każdy chciał pomóc. 
- Nie było innego wyjścia...
- Proszę, zamilcz. Nie mogę tego słuchać. Narażamy się dla Ciebie, troszczymy się i pomagamy ci, a ty po tym wszystkim nawet nie raczysz nas poinformować. 
Louis przełknął głośno ślinę, czując pchające się do oczu łzy. Nie chciał nikogo zranić, chciał tylko go uratować. Poprzedniego wieczoru nie myślał o konsekwencjach, liczył się jedynie mulat. Szatyn zacisnął mocno powieki. Czuł się jak na sali sądowej. On sam stał na środku, a wszyscy pozostali siedzieli dookoła niego. Czekał na werdykt. Wzrok miał przez ten cały czas wbity w podłogę, więc podskoczył wystraszony gdy ktoś dotknął jego ramienia. To była Jade. Uśmiechnęła się do niego słabo i przyciągnęła do uścisku. Chłopak przestał się kontrolować. Łzy leciały ciurkiem po jego policzkach, a dziewczyna szeptała pocieszenia do ucha. Po chwili do uścisku dołączył się Niall. Wtedy jakby coś w jego towarzyszach pękło. Każdy po kolei podchodził do niego i przytulał się. Nie minęło dużo czasu, a na kanapie pozostał tylko Payne, jednak i on w końcu podniósł się ze swojego miejsca. Odchrząknął. 
- Możecie mnie zostawić sam na sam z Louisem?
Wszyscy przytaknęli, szepnęli po raz ostatni słowa otuchy do niebieskookiego i skierowali się na górę. Kiedy zostali tylko we dwoje chłopak rozłożył ręce. 
- Chodź no tu - szepnął. 
Tomlinson szybko do niego podszedł, wtulając się w jego tors. 
- Przepraszam - powiedział - Naprawdę. Po prostu tak bardzo za nim tęsknie...
Jego przyjaciel uciszył go delikatnie. 
- Wiem, rozumiem. To ja przepraszam. Nie powinienem cię atakować. Obiecaj mi tylko, że od teraz będziesz mnie informować. 
- Obiecuję.

***

Louis krążył zdenerwowany po pokoju. Fukał co jakiś czas gniewnie. Podszedł do ściany i sięgnął po kulkę z papieru, która leżała na podłodze. Rozwinął ją i przeczytał jeszcze raz wierszyk:

Labirynt już za nami, 
w jaką grę jeszcze zagramy?
Lubię bawić się lalkami,
jaki scenariusz rozgrywamy?
Ta gra chyli się już ku końcowi,
lecz nie mogę pozwolić odejść twojemu kochankowi.
Oni stoją wam na drodze
złam im wszystkim po nodze,
po ręce, palcu i kark.
Patrz jak ulatuje z nich życie,
a będziecie żyli jak w Madrycie.
Wykończ ich na miliony różnych sposobów,
a zrobię z was bogów.
Ty i on, on i ty
czyli razem wy.


Po raz kolejny przełknął głośno ślinę. Nie był złym człowiekiem. Nie chciał takiego końca. Zacisnął mocno powieki i wziął głęboki oddech. 
- Nie ma innego wyjścia - szepnął sam do siebie. 
Powolnym krokiem podszedł do drzwi. Przyłożył ucho do drewnianej powierzchni. Nasłuchiwał kroków. Podskoczył kiedy nagle zegar wybił północ. "Naprawdę już tak późno?" - zastanowił się. Po raz kolejny dodał sobie otuchy w myślach i sięgnął po błyszczący obiekt leżący na komodzie. Złapał go niepewnie w dłonie i schował za plecami. Zrobi to szybko bez zbędnego przedłużania. Wywołał już wystarczająco dużo cierpień ludziom, których kochał. Przekręcił gałkę, a drzwi zaskrzypiały jakby wiedziały co planuje i chciały ostrzec resztę domowników. Szatyn zręcznie ominął skrzypiące deski i przystanął na środku korytarza. "Od kogo mam zacząć?" - myślał gorączkowo. Z wielkim bólem w sercu, wpełznął do pokoju Nialla. Jego oczy zdążyły się już przyzwyczaić do ciemności, więc bez problemu podszedł do łóżka chłopaka. Czuł jak trzęsą mu się ręce. Żeby nie upuścić ostrego przedmiotu mocniej zacisnął dłoń na rączce. Łzy napływały mu do oczu, rozmazując obraz, a serce dudniło w piersi jakby właśnie przebiegł maraton. Wolną ręką sięgnął do jego twarzy i odgarnął mu włosy z oczu. Pochylił się nad nim cmokając go w czółko. 
- Byłeś dla mnie jak brat - mamrotał do siebie słabym głosem - Zawsze wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Przepraszam za to co teraz zrobię, ale musisz mnie zrozumieć. To jedyne wyjście. Obiecuję, że zrobię to szybko i bezboleśnie. Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz. 
Zacisnął uścisk na rączce tak mocno, że aż zbielały my kłykcie. Podniósł dłoń do góry, lecz miał problem z gwałtownym opuszczeniem jej na dół. Stał tak przez dłuższą chwilę. Jego szloch z minuty na minutę stawał się coraz głośniejszy. W końcu się poddał. Zasłonił usta ręką, by zagłuszyć dźwięki płaczu i czym prędzej opuścił pomieszczenie.

***

Dziewczyny poczekały aż wybije północ nim wróciły do domu. Na ich szczęście skrzypienie drzwi wejściowych zagłuszył zegar, stojący w salonie. Usiadły w kółeczku na podłodze, jak miały to w zwyczaju. Jade przytulała mocno Księgę Zaklęć do swojej piersi. Poczekała grzecznie, aż wszystkie wygodnie się usadowią nim zaczęła. 
- Rozpoczynam spotkanie - mruknęła niechętnie i położyła dzieło na środek. 
Jesy przyjrzała się każdej po kolei. Leigh-Anne nerwowo skubała dolną wargę, a Thirlwall bawiła się palcami. One już wiedzą. Szatynka miała wrażenie, że słyszy czyjeś kroki na piętrze, ale nie przejęła się tym zbytnio. To stary dom pełen różnych dziwnych odgłosów. Odgarnęła włosy do tyłu i zabrała głos. 
- Ile wiecie o tym co zdarzyło się w labiryncie? - spytała prosto z mostu. 
- Mniej niż powinnyśmy - mruknęła Pinnock - Wiemy tylko, że Louis na pewno nie poszedł tam sam.
Nelson zrobiła młynka oczami i puściła tą uwagę mimo uszu. Nie potrzeba jej więcej nerwów. Dziewczyny siedziały przez dłuższy czas w kompletnej ciszy przerywanej jedynie przez tykanie zegara i skrzypiące deski. 
- Jak - zaczęła niepewnie Jadey - Jak przeżyłaś?
Jessica uśmiechnęła się od ucha do ucha i spojrzała w górę. 
- Perrie mnie uratowała. Czuwa nad nami. 
Pozostała dwójka przytaknęła. Nagle Lee bez ostrzeżenie otworzyła Księgę. Zainteresowana Jade zerknęła jej przez ramię.
- Czego szukasz? - zapytała cichutko. 
- Zaklęcia.
Jesy zmarszczyła brwi.
- Jakiego zaklęcia?
Dziewczyna fuknęła i odgarnęły niesforne kosmyki włosów do tyłu. 
- Zaklęcia obronnego. Po tym co się stało nie chcę ryzykować życiem tych chłopców - brodą wskazała na piętro. 
- Co masz na myśli? Masz jakiś plan?
Brunetka spojrzała każdej głęboko w oczy.
- Otoczymy ich zaklęciem obronnym, a same odbijemy Zayna. 
- Niby jak chcesz to zrobić? - syknęła Nelson.
- Jeszcze nie wiem, ale musimy coś wymyślić. Tylko my mamy wystarczająco dużo mocy, by wygrać tę grę. 
- Dobrze wiesz, że to niemożliwe. Zginiemy!
- Nawet jeśli to może chociaż uda nam się uratować ich!
Zapadła głucha cisza. 
- Zgadzam się z Leigh-Anne - szepnęła Thirlwall. 
- To jak Jess? Wchodzisz w to?
Szatynka przygryzła wargę, lecz mimo wszystko przytaknęła. 

***

Pierwsze co zrobił Louis po powrocie do swojego pokoju to rzucił nożem o ścianę. Przedmiot wydał z siebie głuchy dźwięk, kiedy upadł na ziemię. Chłopak wplótł palce w kosmyki swoich kasztanowych włosów i zaczął delikatnie ciągnąć się za nie. Coraz mocniej i mocniej. Chciał zatracić się w tym bólu, których teraz odczuwał. Ból pomagał mu zapomnieć. Lecz nie starczyło mu to na długo. Warknął zdenerwowany i pobiegł do łazienki. Tam znalazł czyjąś maszynkę do golenia i szybko zaczął ją rozkładać na części pierwsze, by znaleźć coś czego tak bardzo pożądał. Kiedy nareszcie żyletka z delikatnym brzdękiem spadła na porcelanę, złapał ją ostrożnie w dłonie. Przysiadł na wannie i obracając ostry przedmiot między palcami, obserwował jak błyszczy w blasku światła rzucanego przez lichą żarówkę. Wiedział, że nie mógł zrobić tego tutaj. Zbyt wielkie prawdopodobieństwo zostania nakrytym, więc pod osłoną nocy ponownie wrócił do swojego pokoju. Tam usiadł na brzegu łóżka. Odłożył ostrze na nocną szafkę i podciągnął rękaw. Przystawił dwa palce do nadgarstka, sprawdzając swój puls. Delikatny ruch, który wyczuwał pod opuszkami palców był dla niego dziwnie kojący. Siedział tak przez dłuższą chwilę zafascynowany krwią płynącą w jego żyłach. Przygryzł wargę i niepewnie spojrzał na żyletkę. Czy naprawdę był gotowy posunąć się, aż do tego? Gwałtownie się podniósł i podszedł do lustra. Lecz był jeden problem. W lustrze nic się nie odbijało. Chłopak zmarszczył brwi zdezorientowany, kiedy nagle powierzchnia lustra poruszyła się niczym woda lekko dotknięta palcem, a po niedługiej chwili zza drugiej strony wyłoniła się ręką. Szatyn przyglądał się jej przez dłuższy czas, próbując zrozumieć czy to zaproszenie czy wręcz przeciwnie, lecz mimo wszystko bez wahania złapał ją i został wciągnięty do środka zwierciadła. Lekko się zachwiał i trochę zajęło mu nim znów odzyskał równowagę. Dopiero wtedy odważył się podnieść wzrok. Przed nim stała piękna, ubrana na biało dziewczyna. Jej złociste włosy układały się falami na ramionach, a w jej błękitnych oczach można było dostrzec radosne ogniki. 
- Perrie?
Blondynka uśmiechnęła się, ukazując rządek bialutkich zębów. 
- Cześć Lou, dawno cię nie widziałam. 
Zaniepokojony młodzieniec rozejrzał się wkoło. Wszędzie znajdowała się nieskazitelna biel.
- Gdzie my jesteśmy?
- Chodzi ci o to? - rozłożyła dłonie - To nowy wymiar, który stworzyłam specjalnie, by móc się z tobą porozumieć. 
- Ze mną?
- Tak. Wiem co próbowałeś zrobić dziś w nocy. 
Chłopak spuścił wzrok. 
- Nie obwiniaj się. Lily jest dobrą manipulantką, ale muszę cię ostrzec. Nawet gdybyś zdobył się na odwagę i zabił wszystkich i tak nie pozwoliła, by wam być razem. 
- Dlaczego? Skąd jesteś tego taka pewna?
Edwards uśmiechnęła się pokrzepiająco. 
- Bo jesteśmy dla niej tylko pionkami w tej grze, marionetkami na scenie, które mają zagrać piękne przedstawienie. Ona siedzi na górze pociągając za odpowiednie sznurki, a jej palce są całe ugryzmolone w atramencie, bo pisze tę sztukę na szybko. Ona nie ma skończyć się happy endem, Louis. Im więcej łez i krwi spłynie przez scenę tym bardziej ona będzie uradowana z tego co stworzyła. 
- Co masz na myśli?
- Życie to tragedia z elementami komedii byś nie zrezygnował z tej roli. 
Dziewczyna nagle spojrzała za siebie. Szatyn nie wiedział co tam zobaczyła, przecie za nią była tylko kolejna biała przestrzeń, jednak Perrie wydawała się bardzo tym poruszona. 
- Nie mogę cię narażać - szybko przeszła do sedna sprawy - Uratuję Zayna, ale musisz mi obiecać, że zejdziesz ze sceny Louis. Zerwij sznurki i przestań być jej marionetką. Bo ta sztuka ma się skończyć dobrze dla niej, nie dla ciebie. A teraz musisz już iść. 
Zaczęła popychać Tomlinsona z powrotem do jego pokoju, ku jego rozczarowaniu. Liczył na coś więcej. Nim blondynka całkiem zniknęła, powiedziała jeszcze:
- Obiecaj mi, że po tym wszystkim zajmiesz się Jesy.

***

Nelson wiedziała, że coś jest nie tak. Czuła to jak tylko Louis wszedł dzisiaj do kuchni, by zjeść z nimi śniadanie. Zdawała sobie sprawę, że to co robi nie jest do końca moralne, ale próbowała zepchnąć to na sam dół swojej podświadomości. Nie miała innego wyboru. Teraz myszkowała w szufladach szatyna, próbując znaleźć cokolwiek co powiedziałoby jej co się dzieje. Przysięgłaby, że widziała już każdy skrawek pokoju i nic. Przeklęła siarczyście pod nosem. Liczyła na to, że tu znajdzie odpowiedź. Już miała opuszczać pomieszczenie z wielkim rozczarowaniem kiedy nagle coś zabłyszczało na szafce nocnej. Dziewczyna podeszła bliżej z nieukrywaną ciekawością. Odepchnęła na bok kilka pustych kartek, które przysłaniały mały obiekt. Spojrzała ze zgrozą na żyletkę, leżącą jak gdyby nigdy nic przy łóżku. Ostrożnie złapała ją w palce, doglądając ją z każdej strony, próbując znaleźć jakiekolwiek ślady krwi. Była czysta. Co jednak dalej jej nie uspokajało. Przygryzła wargę. Zawsze mogła użyć na chłopaku zaklęcia prawdomówności, ale wiedziała, że wywołuje to przeraźliwy ból, a do tego dopuścić nie chciała. Szatynka zerknęła na zegarek. Minęło piętnaście minut. To znaczy, że zostało jej kolejne piętnaście, by rozwiązać całą tą zagadkę. Ponownie zajrzała do szuflad. W tym czasie w salonie Jade i Leigh-Anne za pomocą zaklęcia kontrolującego umysł trzymały chłopców na dole. Dziewczyny miały tylko pół godziny na to, by znaleźć informacji jakich potrzebują. Po tym czasie czar ten mógł wywołać nieodwracalne zmiany w pracy mózgu. Jesy potarła sobie brodę. Nagle rzuciła się na ziemię i zajrzała pod łóżko. Tam zobaczyła jakąś figurkę. Bez żadnych zahamować, sięgnęła po przedmiot. Omal nie krzyknęła, gdy spod posłania wyciągnęła zabawkę. Porcelanową lalkę, którą dostała dokładnie dwudziestego piątego grudnia tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego dziewiątego roku. Nelson ledwo wstała, biorąc pod uwagę to jak bardzo trzęsły się jej kolana. Podeszła do lustra. Otworzyła buzię, wystawiając język i delikatnie, by nie wywołać u siebie wymiotów, włożyła swój palec wskazujący tak daleko jak tylko mogła. Zacisnęła mocno powieki, kiedy poczuła pod opuszkami palców szwy.

1 komentarz:

  1. Jak już mówiłam te wpisy Jesy w pamiętniku są najlepsze. Bardzo podoba mi się opis porcelanowej lalki lecz ostatnie zdanie po prostu wygrywa
    Jezu szkoda mi Lou. Najpierw na niego krzyczą, potem ten wierszyk, mętlik w głowie czy zabić a na koncu cięcie. Przykro mi z jego powodu
    Plan dziewczyn nie jest taki zły ale mimo to przeczuwam, że nie skończy się tak jakby chciały
    Lily jest zła ale mnie fascynuje. Dlaczego to wszystko robi?
    Pojawienie się Perrie jezu i te pięknie ujęte zdania o marionetkach. Coś z tego na pewno trafi do cytatów
    Ostatni akapit mój Boże.
    Szwy w gardle...
    O co chodzi..
    Pisz szybko co dalej
    <3

    OdpowiedzUsuń