Nagle do uszu szatyna doszedł przeraźliwy wrzask. Wrzask Zayna. Czym prędzej zrzucił z siebie koc, którym był opatulony i biegiem pobiegł z powrotem. Miał szczęście, że nikt nie zdążył go zatrzymać. Co jakiś czas potykał się o wystające konary drzew, które chciały go powstrzymać, lecz nie pozwalał im na to. Jego ukochanego się dzieje krzywda i on musi go ochronić. Słyszał krzyki reszty grupy, która biegła za nim. Nie rozglądał się ani nie spoglądał za siebie. Nie miał na to czasu. Gdy nareszcie dobiegł na górę, gwałtownie otworzył drzwi, nie wiedząc co go tam czeka...
***
Sól rozsypała się po podłodze. Jade i Leigh-Anne spojrzały po sobie przerażone. Szatynka starała się wygonić Louisa na zewnątrz jak najciszej, ale on był zbyt uparty. Po chwili wbiegła reszta grupy. To koniec. Nagle rozległ się okrutny śmiech. Na szczycie schodów stała Lily.
- Chcieliście mnie przechytrzyć? - zaśmiała się.
Powoli zaczęła schodzić. Przyjaciele chcieli uciec, lecz demon trzasnął drzwiami, odcinając im jedyną drogę ucieczki. Zaczął wiać silny wiatr w środku. Kartki latały dookoła, utrudniając widoczność. Wszyscy złapali się za ręce, bojąc się, że wiatr porwie kogoś w górę. Dziewczynka stanęła przed lustrem.
- Wy marne, ludzkie robaki! Myślicie, że macie jakiekolwiek szanse ze mną?! - wrzasnęła.
Pinnock miała wrażenie, że coś w zwierciadle się poruszyło. To była Perrie! Wyciągnęła ręce przed siebie, chcąc złapać dziecko. Montgomery jednak zauważyła jakąś zmianę w ich zachowaniu. Nic nie mogło umknąć jej bystremu spojrzeniu.
- O co chodzi? - krzyknęła, odwracając się.
Akurat w tym momencie blondynka złapała ją za gardło i wciągnęła do środka. W pokoju rozległ się odgłos podduszania. Przez długi czas nic się nie działo, lecz nagle z lustra wyskoczył Zayn. Mulat omal się nie wywrócił, jednak Tomlinson złapał go na czas.
- Lou... - szepnął Malik.
Wtulił się w ukochanego, a jego ręce wodziły po jego twarzy. Nie mógł uwierzyć, że się udało. Nareszcie jest z nim! Już miał wyznać mu miłość, gdy krzyk ze środka zwierciadła przeszył tą martwą ciszę, która nastała.
- ZBIJCIE TO LUSTRO!
Thirlwall podbiegła. Spojrzała po wszystkich. Zaczęła się wahać. Ona nie chciała żyć, ale nie chciała decydować za resztę. Ale czy nie mogą zginąć razem? W końcu są przyjaciółmi. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Prawda?
- Jade! Na co czekasz?! - wrzasnęła czarnoskóra.
Gdy dziewczyna ocknęła się, było już za późno. Lily wyszła z lustra, a po chwili ze środka wypadło martwe truchło Edwards. Wprost pod nogi jej ukochanej.
- Perrie! - wrzasnęła Jesy, zalewając się łzami.
Podbiegła prędko do zwłok i przykucnęła przy nich. Złapała blondynkę za lodowatą dłoń i ostatni raz cmoknęła ją w jej zimne, sine usta. Montgomery zaśmiała się tylko. To przelało czarę. Szatynka, chcąc pomścić ukochaną rzuciła się na dziewczynkę. Jednak ta była szybsza. Sekundę później. Nelson wykrwawiała się na podłodze ku przestraszaniu pozostałych, a z jej piersi sterczał drewniany kołek. Próbowała coś powiedzieć, lecz nikt nie potrafił już jej zrozumieć. Krew, którą miała w ustach, lała się jej po brodzie. Jej oczy stały się zamglone, przestała wydawać z siebie jakikolwiek dźwięk.
- Ktoś jeszcze? - wrzasnął demon - No proszę! Walczcie!
Rozglądnęła się. Nagle złapała w swoje szpony Harry'ego i Louisa. Malik wyciągnął dłonie, jednak nic to nie dało. Chciał zrobić krok w przód, ale nie mógł. Lily sparaliżowała ich wszystkich. Mógł tylko biernie przyglądać się temu co nastąpi.
- Zayna - zagaiła - Kogo wybierasz? No dalej! Na kim ci bardziej zależy?
Chłopak milczał. Łzy leciały mu ciurkiem po policzkach. Modlił się, by to wszystko wreszcie się skończyło. Jak mógł wybrać? Czuł na sobie spojrzenia wszystkich. Oceniali go.
- Szybciej! Jak nie zdecydujesz to zabiję ich obu!
- Zayn, odpowiedz do cholery! - krzyknął Liam, trzęsącym się głosem.
- Louis!
Po chwili szatyn na niego wpadł, a Montgomery wyjęła niewielki nóż z kieszeni i podcięła Stylesowi gardło, nim chłopak zdążył zarejestrować to co się dzieje. Jade krzyknęła przerażona. Chciała śmierci, życzyła sobie śmierci, ale nie czegoś takiego. To była rzeź. Wszędzie była krew. Stała w niej, czuła ją. Jej wzrok powędrował na Perrie, potem Jesy i na końcu Harry'ego. Szepnęła nieme "przepraszam". Zdawała sobie, że gdyby się nie zawahała, wszystko wyglądałoby teraz inaczej, ale było już za późno.
- Trzech już za mną! Zostało jeszcze sześć - zaśmiała się dziewczynka - Kto następny?
Rozejrzała się po pokoju, szukając następnej ofiary. Jej źrenice zwężyły się. Wyglądała niczym polujące zwierze.
- Ty! - wrzasnęła, wskazując na Nialla.
- Ja?
Po chwili w jej dłoniach, nie wiadomo skąd, pojawił się stary rewolwer. Jeden strzał, a Horan padł na ziemi. Miał dziurę w głowie, a ściana za nim stała się czerwona. Teraz już nikt nie krzyknął, nie pisnął. Stali w ciszy, czekając aż nadejdzie ich kolej.
- Wybaczcie, że to było takie nudne - odezwała się - Szczerze powoli mi brakuje pomysłów.
Spojrzała na Payne'a. Przyglądała mu się przed dłuższą chwilę, po czym przywołała go kręcąc palcem. Chłopak pod wpływem jej zaklęcia szybko się przy niej znalazł. Wziął głęboki oddech. Nigdy nie przypuszczał, że straci życie w tak młodym wieku, w dodatku w taki sposób.
- Proszę... - zaczął błagalnym tonem - Nie rób tego.
- Ty jesteś, tak jakby, głowę tego wszystkiego prawda? - spytała.
Nie czekała na odpowiedź. Złapała Liama za włosy, na co szatyn jęknął cichutko z bólu.
- Zamknij oczy - szepnęła do niego - Nie chcesz tego widzieć.
Posłusznie spełnił jej polecenie. Dziewczynka wyglądała jakby wahała się, lecz gdy przyjaciele zaczęli mieć jakąkolwiek nadzieję, odcięła mu głowę. Ciało upadło na ziemię, a świeża krew zaczęła wsiąkać w dywan.
- Szczerze to lubiłam go - rzekła smutno Lily.
Jej piąstka była dalej zaciśnięta na jego włosach. Głowa bujała się leciutko, jednak dziewczynka upuściła ją na ziemię i kopnęła w stronę pary.
- Wy będziecie następni - uśmiechnęła się.
Kazała zostać Jade i Leigh-Anne na górze, a ich samych zaprowadziła do piwnicy. Zaraz jak weszli poczuli chłód na swoich barkach. Trzymali się mocno za ręce, w obawie przed ponownym rozdzieleniem.
- Podoba wam się tu? - spytała - To będzie wasz nowy dom!
Chłopcy spojrzeli po sobie. Demon zaprowadził ich do jednego z pomieszczeń, o którego istnienia nie mieli pojęcia. Kiedy tylko weszli, drzwi za nimi się zatrzasnęły, a potem usłyszeli jak ktoś je zasuwa czymś ciężkim.
- Nie! - krzyknął Tomlinson, ale nic to nie dało.
Jego głos znikał gdzieś w murach. Spojrzał na mulata. Cały się trząsł z zimna. Pocierał dłońmi o ramiona, próbując zdobyć choć trochę ciepła. Szatyn podszedł do niego i przytulił do piersi.
- Nigdy stąd nie wyjdziemy! - załkał Malik.
- Hej, shh, nie wolno ci tak mówić. - Złapał jego twarz w dłonie i cmoknął lekko w usta. - Wydostaniemy się stąd, obiecuję.
- A jeśli nie? A jeśli nam się nie uda?
- Zawsze mamy siebie.
Montgomery jakby nigdy nic wróciła na górę i skierowała wzrok na Leigh-Anne i Jade. Zostały tylko one. Rozprawiła się już z nimi jakiś czas temu, lecz te uparte dziewuchy powróciły.
- Co im zrobiłaś?! - wrzasnęła Pinnock.
- Zamknęłam w piwnicy. Będą umierać powoli w smrodzie własnego mięsa. To będzie próba dla ich miłości. Nigdy stamtąd nie wyjdą, a za kilkadziesiąt lat, kiedy ktoś znów wejdzie do tego domu odkryje ich szkielety. Ale zanim to się stanie, będą na skraju wytrzymałości. Będą wolno zjadać się nawzajem. Czy to nie romantyczne?
- Jesteś chora!
Dziewczynka uśmiechnęła się. Zaczęła przyglądać się Jade. Podeszła do niej. Szatynka schyliła się do niej, a ta delikatnie głaskała ją po twarzy.
- Ty chcesz umrzeć - powiedziała po chwili.
- Jade? Jade! - wołała ja czarnoskóra.
- Wiesz co? Mam powoli dosyć twoich krzyków.
Demon wywołał kolejny porywisty wiatr, za którego pomocą uderzyła dziewczynę w tył głowy starym radiem. Lee upadła na ziemię nieprzytomna. Lily zabrała szatynkę i wiotkie ciało jej koleżanki na dwór. Stanęła przed drzwiami wejściowymi i wskazała na ziemię obok.
- Wykop jej grób - rozkazała.
Po chwili dziura w ziemi była gotowa. Montgomery wrzuciła tam Pinnock, a Thirlwall przyglądała się temu ze spokojem. Nic już do niej nie docierało. Była tylko kupą kości i mięsa. Dziewczyna, która kryła się w środku zgasła zaraz po zabójstwie Perrie. Skoro nie ma już nawet przyjaciół, to czy pozostał jej jeszcze jakiś inny wybór oprócz śmierci? Dzięki niej mogła zapomnieć, że to wszystko jest jej winą. Że gdyby zbiła te cholerne lustro wszyscy by żyli długi i szczęśliwie, choć tego nie wie. Nigdy już się nie dowie.
- Miłej pobudki - powiedziała dziewczynka z uśmiechem i zasypała dół. - Zostałaś mi tylko ty. Jakieś życzenia?
Jade spojrzała na swojego oprawcę i uśmiechnęła się, wiedząc że to już koniec.
- Tylko dwa: chcę być pośród moich przyjaciół i chcę, żeby to było bolesne jak diabli.
Wróciły do domu. Szatynka położyła się na ziemi pośród zimnych ciał. Z jej twarzy nawet na moment nie zszedł uśmiech. Przymknęła powieki. Poczuła ruch po swojej lewej stronie, ale nadal nie otwierała oczu. Do skóry zostało jej przyłożone coś chłodnego. Po chwili odczuła jak demon, bez pośpiechu, odkrajała jej rękę. Ból był niewyobrażalny. I dobrze. O to jej chodziło. Czuła się winna. Chciała cierpieć za swoje grzechy. Powoli traciła siły. Miała wrażenie, że boli ją stopa, ale przecież to niemożliwe, bo już jej nie ma. Krew napłynęła jej do ust. Wtedy podniosła powieki i spojrzała wprost w oczy diabła.
- Daaa..daj ym to - mówiła cichuteńko.
Każde słowo sprawiało jej ból. Ruszała ustami delikatnie, by się nie udławić. Ostatkiem sił przekręciła głowę. Widziała drzewa, trawę i świeży kopczyk ziemi. Łzy zaczęły napływać jej do oczu. Nim przed oczami wyrosła jej ciemność, Lily zamknęła z trzaskiem drzwi, zamykając tym samym miliony skrywanych tajemnic.
____________________________________________________________________
To koniec. Ostatnia rzecz jaka tu publikuję.
Ten blog powstał 16 stycznia 2014r. Fanfiction miało cztery sezony każdy po dziesięć rozdziałów. To było drugie fanfiction, które zaczęłam zaraz po skończeniu Double Big Trouble.
Całe dwa lata (z przerwami) spędziłam tutaj, na tej czarno-białej, teraz, stronce. Pamiętam jak wyglądał na samym początku. Pamiętam ten stary, szary dom, który znalazłam na stronie typu "weheartit" czy "loveit".
Czuję się jakbym żegnała się z przyjacielem z dzieciństwa, bo będąc szczerym dużo się zmieniło przez te dwa lata. Bardzo dojrzałam, wydaje mi się, że mój styl również. Czasem gdy czytam pierwsze rozdziały czuję takie ciepło w sercu, nawet jeśli wiem, że pozostawiają wiele do życzenia.
To wszystko ode mnie. Dziękuję za każdy komentarz oraz wyświetlenia, które dawały mi energię by kontynuować.
Kocham Was ❤